Opis:
Kursy masaży orientalnych
Serdecznie zapraszamy na kolejne, cykliczne warsztaty masaży z Azji
południowo-wschodniej:
Kielce
- 27-29.5 tajski 800zl
- 30.5 tajski stemplami ziolowymi 400zl
- 31.5 tajski masaz stop 400zl
Koszalin
- 4-5.6 tajski masaz stop 400zl
Olsztyn
- 13-17.6 tajski 800zl
Wroclaw
- 18-20.6 tajski 800zl
Kampinos k Warszawy:
- 23.04 tajski masaz stop 400zl, zajecia godz 8:00 - 20:00
- 24-26.06 masaz tajski 900zl, zajecia godz 8:00 - 20:00 (ostatniego dnia do
18:00)
promocja - oba kursy 1100zl
Chorzów
- 2-4.09 tajski 800 zł
- 9-11-09 indonezyjski 800 zł
- 17.09 tajski stóp 400 zł
Lodz
- 23-25.9 tajski 800zl
Poznan
- 22.10 stopy 400zl
- 23-25.10 tajski 800zl
żywiec
- 4-6.11 tajski 800zl
Kolejne kursy tajskiego planowane rowniez jesienia w Koszalinie.
Kurs masażu tajskiego, stemplami i stop w Kampinosie - 50% zniżki dla drugiej i
każdej kolejnej osoby.
W przypadku kursów prowadzonych w pozostałych miejscowościach jest zniżka dla dwóch
i więcej osób zapisujących się razem: tajski i indonezyjski, zniżka po 100zł za
osobe, masaż stemplami ziołowymi i tajski masaż stóp - zniżka po 50zł za osobę.
Powtórka kursów w Kampinosie bezpłatnie (jeśli przychodzisz na inny kurs) lub
50zł/dzień. W innych miastach 100zł/dzień.
Kursy są tańsze od innych kursów organizowanych do tej
pory w Warszawie czy innych miejscach - i bardziej dostępne dla
uczniów/studentów masazu i fizjoterapii. Jakkolwiek, kursy są otwarte
również dla amatorów masażu, a nawet dzieci/młodzieży z opiekunem.
Zajęcia w Kampinosie: noclegi w jedynkach i dwojkach z lazienka 35zl. Mozna tez
codziennie dojezdzac, mozna przywiezc psa. Wyzywienie opcjonalne (mozna korzystac z
ogolnodostepnej kuchni): sniadania 12zl, kolacje 13zl, obiady 15zl.
http://massagethai.info
Uczestniczyłem w kursie masażu tajskiego podstawowego i zaawansowanego oraz kursie
masażu indonezyjskiego na ul. Krolewskiej w Krakowie. Na każdym panowała miła i
przyjazna atmosfera. Kanya zawsze służyła radą i pomocą. Wiele elementów, których
uczyłem się na kursach, wykorzystuję w codziennej pracy. Przemek B. niedowidzacy
technik masazysta po Szkole krakowskiej
***
Dziękuje za bardzo dobry kurs masażu tajskiego. Miałem wiele zabiegów tajskiego na
całym świecie, również od nauczycieli masażu - u Kanyi czuć nie tylko
profesjonalizm technik, ale "ręce z powołaniem", każdy dotyk ma cel i czuć jego
efekt. Kanya bardzo dobrze uczy masażu tajskiego, ma żadko spotykany dar.
W czasie masażu czuje się emanujacy z niej spokój. Idealnie zgrane nacisk dłoni,
ruchy całego ciała i oddech. Tylko sie uczyć od mistrza. Masaż tajski jest zupełnie
inny od klasycznego w tym, że oszczędza dłonie masażysty. Moja fascynacja masazem
Tajskim jeszcze bardziej sie ugruntowała po kursie zaawansowanym. Kaya pokazała,
jak różnymi technikami masazu (stopą, łokciem, przedramieniem) mozna osiągnąć
pożadany efekt. Bardziej uświadomiłem sobie jak ważna jest kolejność wykonywania
masażu do osiągniecie lepszego efektu.
Kanya zna wiele ciekawych technik masażu, które nie są uczone normalnie w szkolach.
Sa one proste i skuteczne, pozwalają bardziej wczuć sie w klimat masazu Tajskiego.
Jestem zainteresowany wymiana zabiegow tajskiego b.gornicki@adler.nazwa.pl Bogdan
Górnicki, niewidomy amator masażu, Warszawa, kurs masażu tajskiego Kampinos Majówka
i kurs zaawansowany siepien 2010
****
Tajski różni się od masażu klasycznego tym, że przy tym pierwszym masażysta musi
się dużo nagimnastykować, technika ta wymaga od niego dużo więcej ruchu. Pacjentem
też trzeba dużo więcej poruszać! Kanya każdy ruch opisywała, dokładnie mówiła jak
trzymać palce. Dużo lepiej mi się pracowało po godzinach, gdy już wszyscy się
rozeszli i zostałem tylko ja z Mariuszem, Kasią i Kanyą, bo wtedy był wreszcie
spokoj. Tomasz Marciniak technik masażysta głuchoniewidomy Rawicz
***
Spokojna pani Kanya, cicho mówi, jest nieco tajemnicza, bardzo łagodna w ruchach,
nie złości sie jak my z gatunku: cholera, już ci trzy razy mówiłem, ile będę
powtarzał. Cierpliwie, spokojnie, raz, drugi, trzeci, aż pojął kursant. W tym
momencie już wiedziałem, że warto było tu być. Byłem pewien, że mnie tu nie ominie
wiedza. Krzysztofa Gaj technik masażysta głuchoniewidomy z Krakowa
***
Na szkolenie przyjechałam, bo chciałam podwyższyć swoje kwalifikacje zawodowe, a o
tajskim tylko czytałam wcześniej w Internecie. To jednak nie to samo, co poznać
technikę na żywo. Podczas szkolenia najbardziej podobało mi się to, że instruktorka
każdy kolejny etap masażu pokazywała każdemu masażyście indywidualnie, wykonując go
po prostu na nim.
Mogliśmy poczuć, jak ważne jest ciepło jej dłoni i jaka powinna być siła nacisku.
Kanya wyczuła też chyba, że moje mięśnie były spięte, więc wykonała na mnie
dodatkowo masaż - chodząc po moich udach! To zapamiętam najbardziej! Było to mocne
ugniatanie, a czułam to najpierw jako mocne ukłucie, które chwilę później powoli
się rozchodziło.
Na pewno wykorzystam elementy tej techniki! Myślę, że klienci też będą tym
zaciekawieni i będą przychodzili. A masaż tajski może im pomóc, gdyż pozwala on
poruszyć organizm do tego, żeby sam zaczął się regulować. Danuta Gronowicz technik
masażystka głuchoniewidoma ze Szczecina
***
Kursy sa profesjonalne i rzetelnne. Kanya jest świetnym dydaktykiem, cechuje ją
cierpliwośc i spokój, doskonale przekazuje wiedzę - mam na myśli szczególnie osoby
słabowidzące i niewidome, które są otoczone dobrą opieką. Kanya podchodzi do
każdego i pokazuje, aż do skutku. Podczas demonstrowania kolejnych technik każdy
może podejść i dotykać rąk prowadzącej.
Nie każdy ma takie doświadczenie i predyspozycje, Kanya robi to perfekcyjnie. Kurs
masażu tajskiego i masażu tajskiego stóp jest doskonałym uzupełnieniem pracy z
tkankami miękkimi - dużo streczingu i masażu głębokiego. Są to bardzo skuteczne
techniki, polecam i zachęcam do ich poznania. Grzegorz Romanowski, przewodniczący
Dolnośląskiej Sekcji Niewidomych i Słabowidzących Masażystów i Fizjoterapeutów
Polskiego Zwiazku Niewidomych, Wrocław
*****
Sposób prowadzenia zajęć w pełni mi odpowiada. Kanya to życzliwa osoba, umiejąca
przekazać wiedze osobie niewidzącej. Wiem, że jest to cecha, którą nie posiadają
wszyscy uczący, nawet z papierami tyflopedagogicznymi, bo tu papier nie pomoże,
kiedy nie ma serca. W naszym kręgu kulturowym czasami otwartość, bezinteresowność
i, ośmiele się napisać, wręcz dziecięca radość, postrzegana jest z rezerwą. A ja ją
za to lubię. My europejczyczy jesteśmy uziemieni. Gosia Cz. extensor01@interia.pl
Kurs masazu tajskiego Kielce, Bochnia 10.2009
***
Byłem na kursie masażu tajskiego w Krakowie w szkole masażu dla niewidomych i
słabowidzących - kurs super, jestem pod wrażeniem metody i prowadzącej. Od wielu
lat jestem masażystą, zajmuje się równiesz akupresurą i terapią manualną, masaż
tajski jest pięknym połączeniem i uzupełnieniem tych metod.
Elementy masażu tajskiego wykorzystuję podczas tradycyjnego masażu na stole.
Oczywiście wykonuję go również jako całość, na specjalne życzenie klietów, których
jest coraz więcej. Polecam masażystom zapoznanie sie z tą metodą, na pewno
przyniesie dużo satysfakcji Wam i Waszym klietom. Z kursu zaawansowanego skożystam
wiosną. Joachim Trocha, technik masażu, vitasanus@gmail.com Bytom 09.2009
***
Kanya jest fantastyczną osobą. Potrafi wszystko cierpliwie wytłumaczyć, pokazać
kilka razy, jeśli ktoś czegoś nie rozumie. Osobiście dla mnie ważne była niewielka
ilość uczestników, bo jestem niewidoma. Każdy mi chętnie pomagał. Zżyliśmy się
wszyscy, az żal było się rozstawać.
Chętnie wezmę udział w innych szkoleniach. Masaż Tajski jest bardzo interesujący,
jeśli prowadzi go ktoś, kto posiada duże doświadczenie i umie podzielić się swoją
wiedzą. Warto skorzystać z kursow Kanyi. Eliza Praska, kurs masazu Gdansk marzec
'09
Masaż tajski subiektywna recenzja
fragment opinii niewidomego masazysty o kursie tajskiego:
"Masaż wykonywany jest w parterze, na macie. Nie ma tu żadnej pracy z energią czy
jakimiś tam wydumanymi meridianami. Jest to strikte fizyczna robota. Pacjent leży,
a terapeuta klęczy obok, nad nim, lub na jednej nodze, gdy druga jest wykroczna.
Masaż ten polega na tym, by używać siły własnego ciała i nie męczyć się podczas
zabiegu.
Myślałem, że od dlugiego klęczenia będą mnie boleć nogi czy kregoslup lędźwiowy,
ale tak nie było. Kanya zwraca uwagę na ergonomię technik i to by podczas ich
wykonywania nie zrobiliśmy sobie sami kuku.
Pierwszy etap pokazów to były uciski wzdłuż charakterystycznych dla tego masażu
linii na nogach. Nie są one jakieś wymyślnie skomplikowane i łatwo je zapamiętać,
bo przebiegają zazwyczaj wzdłuż obrysu mięśni lub ścięgien. Prowadzą od przyczepów
jednej grupy do drugiej itd. Uciskasz dwoma kciukami i tyle. No właśnie. Jak się
już tak kilka godzin nauciskałem, to chciałem jechać do domu. Myśleliśmy z
kumplami, że to będzie takie tam fiki miki, i tu nas Kanya zaskoczyła.
Zaczęła pokazywać techniki rozciągania powięzi, mięśni i pracy na stawach.
Znam wiele technik z terapii manualnej, ale to, co Kanya wydziwiała, robiło
wrażenie. Np technika będąca równocześnie trakcją, rozciąganiem powięzi, rotacją, i
tak na wielu stawach, mięśniach i na wiele sposobów.
Techniki, poza tym, że skuteczne, to są bardzo widowiskowe. Po pierwszym dniu
czułem się jak po treningu karate.
Masaż w niektórych miejscach jest bolesny, ale ból ten musi być znośny i nie duży.
Ogólnie wrażenie po tym masażu jest przyjemne. Cały zabieg jest podobny do tych z
yumeiho. Jest on jednak w moim odczuciu delikatniejszy, bardziej przemyślany i nie
tak siermiężny, jak u japończyków. Nie ma też manipulacji na stawach obwodowych
(przynajmniej na pierwszym etapie kursu). Jest to tzw. masaż jogiczny, więc głównie
skupia się na streczingu i pracy z tkanką miękką.
Początkowo planowaliśmy, jako starzy wyjadacze, zrobić z kumplami dwa etapy od
strzału - podstawowy i zaawansowany. Jednak materiału jest dużo więc postanowiliśmy
po pierwszym etapie zrezygnować, by przedstawioną nam wiedzę przetrawić na
spokojnie. Nie polecam więc robienia dwóch stopni na raz. Za dużo tego jest, a
wiedza, którą dzieli się Kanya wymaga treningu i precyzji. Nie jest to jednak
trudna sztuka.
Jest to spokojna, precyzyjna robota. Można ją podzielić na segmenty np. robiąc sam
kręgosłup, lub całe ciało albo po prostu nogi ze stopami. Technik też jest wiele i
nie trzeba, choć można, stosować wszystkie.
Na pierwszym etapie pokazywany jest ogólny masaż całego ciała w pozycji leżącej na
plecach, brzuchu, bocznej jak i siedzącej. Nie ma twarzy i zbyt wielu manipulacji.
Nie ma też zbyt żmudnej roboty na samych stopach. Jest natomiast dużo ciekawych
rozściągań i pracy z powięzią. Trochę to wszystko zahacza też o podstawy
neuromobilizacji.
Ważna jest wygoda samego pacjenta, jak i ergonomia technik wykonywanych przez
terapeutę.
Do tego masażu nie potrzebny jest wzrok. Potrzebne są natomiast dobre czucie i
trochę orientacji przestrzennej (nie mylić z orientacją w terenie). Pisząc o
orientacji przestrzennej mam na myśli uświadomienie sobie, że świad posiada 3
wymiary. W masażu tym bawimy się ciałem rozciągając je w różnych kierunkach. Góra,
dół, lewo, prawo - stąd ta widowiskowość.
Jarek W. "
calosc opinii i dyskusja "Masaż tajski - moja subiektywna recenzja"
http://groups.google.pl/group/terapiamanualnapolska/browse_thread/thread/4b0b8b4a0d
d14316#
http://sites.google.com/site/masaztajskiwarszawakurs
Tajski dla głuchoniewidomych
Szkolenie z podstaw masażu tajskiego dla osób głuchoniewidomych
Bezpłatne szkolenie dla osób głuchoniewidomych z podstaw masażu tajskiego? Dzięki
projektowi, który realizujemy pod hasłem „Weź sprawy w swoje
ręce…” stało się to możliwe! Wzięło w nim udział dziesięciu
beneficjentów tego projektu, którzy będąc już masażystami, chcieli zdobyć dodatkowe
umiejętności i tym samym zwiększyć swoją atrakcyjność na rynku pracy.
Szkolenie odbyło się w miejscu bliskim sercom wielu osób związanych z TPG, czyli w
Ośrodku Szkoleniowym Stowarzyszenia „Akademia Łucznica”. Poprowadziła
je natomiast Kanya Krongboon, o której dużo można się dowiedzieć ze strony
internetowej www.massagethai.info Kanya sama się na niej przedstawia jako
„jedyna nauczycielka masażu tajskiego, indonezyjskiego i tajskiego masażu
stóp i tajskiego masażu ziołowego w Polsce”. Oprócz tego chwali się też, że:
Jestem terapeutką i nauczycielką jogicznego masażu tajskiego, indonezyjskiego,
tajskiego masażu stóp i tajskiego masażu ziołowego z kilkunastoletnim
doświadczeniem. Wykonałam grubo ponad dziesięć tysięcy zabiegów, każdy trwający co
najmniej godzinę i wyszkoliłam w trybie indywidualnym w Tajlandii i Wielkiej
Brytanii ponad 500 masażystów, jak również prawie 600 na 80 kursach publicznych i
prywatnych w Polsce (wielu wracało na moje kolejne kursy).
Katarzyna Ptasznik, koordynator makroregionu południowo-wschodniego, która była
odpowiedzialna za przygotowanie szkolenia dla masażystów, informacje te uzupełnia
jeszcze o to, że jak wiedziała z wcześniejszych rozmów z Kanyą, ma ona bogate
doświadczenie w pracy z osobami niewidomymi i słabowidzącymi. Było to ważne
kryterium przy wyborze instruktora i jak się okazało przyniosło pozytywne efekty.
A dlaczego w ogóle masaż tajski?
Katarzyna Ptasznik wyjaśnia, że inspiracja wypłynęła z kilku źródeł: „Ludzie
są coraz bardziej spięci, coraz bardziej potrzebują więc masażu relaksującego. A
tajski jest bardziej masażem relaksacyjnym niż leczniczym. Jest doskonały dla osób,
które po trudach codziennej pracy chcą sobie zrobić chwilę relaksu. Ponadto: masaż
tajski wychodzi poza utarte schematy, więc w naszym społeczeństwie odbierany jest
po prostu jako atrakcyjny. Dla naszych masażystów dodatkowym atutem jest też to, że
do wykonywania masażu tajskiego nie potrzebują żadnego specjalistycznego
wyposażenia – wystarczy kocyk, który rozłożą na dywanie w domu klienta.
Przyznać się jednak muszę, że nie ja wpadłam na ten pomysł – podsunęli mi go
sami masażyści, biorący udział w projekcie – sygnalizowali, że to jest ta
technika, którą chcieliby poznać.”
Szkolenie – okiem uczestnika, Krzysztofa Gaja
(fragmenty – więcej w 4. numerze kwartalnika „Dłonie i Słowo”)
„Dowiedziałem się, że ma być 10 masażystów z całej Polski z przewodnikami,
więc zacząłem intensywnie myśleć, jak tylu głuchoniewidomych nauczyć w trzy dni
masażu tajskiego i z lekka obawiałem się „wolnej polki", a nawet
„partyzantki", jak to się żartobliwie czasem mówi na kurs, który ma być, żeby
był. Ciągnęło mnie jednak coś i już, może to prowadząca Kanya Krongboon - prawdziwa
Tajka, a może Anioł Stróż?
Już wkrótce miało się okazać, że ja to i owszem, mam wyobraźni całkiem sporo, ale
organizator i prowadzący, mieli więcej, bo nie spotkałem kogoś jadącego do Warszawy
po szkoleniu, który by był niezadowolony.
Po naszemu, po europejsku, jak masować, to gdzieś na leżance, kozetka jakaś, żeby
tapczan chociaż. A tu na podłodze zasłane materacami, na materacach kocyczki i oto
całe wyposażenie na początek do masażu tajskiego. Każdy głuchoniewidomy zajął
pozycję siedzącą po turecku, albo jakąś parterową, bo i taki materac zachęca od
razu do polegiwania nawet. Zrobiło sie gwarno, każdy gada do swojego przewodnika i
odwrotnie, więc 20 głosów co najmniej coś tam sobie jeszcze uzupełnia na jakiejś
„mózgowej półce". Nie mogę się doczekać na rozpoczęcie. Obok mnie Tomek mój
przewodnik, Kasia, przewodnik Zuzanny i tak dalej: Iza, Mariusz, Warszawa, Wrocław,
Kraków, Szczecin. Sala dość duża, więc się stresuje, że do mnie nie dotrze coś. W
pewnym momencie rozległo sie tradycyjne cii cii cii bo oto z cicha zaczyna do nas
przemawiać pani Kanya. Sporo osób zna angielski, ale Małgorzata tłumaczy ofiarnie
głośno wszystkim, którzy mają problemy.
Szybka decyzja, kto będzie masowany i oto już Zuzanna leży na materacu i zaczynamy
masaż stopy. Nasi przewodnicy dysponują już rysunkami, gdzieś ktoś rozdał, biorę do
ręki, kilkanaście, może lepiej stron. Pani Kanya pokazuje pierwszą linię,
przewodnicy powtarzają nam, raz i jeszcze raz, do skutku. Wreszcie próbujemy.
Uciskam kciukami na stopę Zuzanny od podeszwy i klęczę bogobojnie na kolanach, i
pochylony do przodu.
Doczekałem się na panią Kanyę, podchodzi. Od razu poprawia. Ja tu gniotę rękami,
jak te kopytka przysłowiowe i szybko, a ja mam naciskać, wolniutko i coraz głębiej
przez całe three seconds i jak by tego było mało, to pani Kanya mówi do mnie: come
back - wróć. W masażu klasycznym zawsze masuje się dosercowo i nie wraca, a w
tajskim jest to come back. Nie dość tego. Coś tu na początku mi nie idzie, pani
Kanya widzi, że nie rozumiem, bierze mi rękę na swoje plecy i sama naciska stopę
Zuzanny. Nagle zrozumiałem! Ona nie naciska rękoma, ona buja się do przodu i tyłu i
naciska jakby całym ciałem, a siła idzie na kciuk. Wchodzi w stopę jak w masło i na
dokładkę Zuzanny pytają, czy boli, a ona mówi, że nic, a nic.
Jest gwarno jak w ulu, jedna wielka gadanina, ten zapyta, ten odpowie, ten
powtórzy, tamten poda, każdy ma roboty pełne ręce. Spokojna pani Kanya, cicho mówi,
jest nieco tajemnicza, bardzo łagodna w ruchach, nie złości sie jak my z gatunku:
cholera, już ci trzy razy mówiłem, ile będę powtarzał. Cierpliwie, spokojnie, raz,
drugi, trzeci, aż pojął kursant. W tym momencie już wiedziałem, że warto było tu
być. Byłem pewien, że mnie tu nie ominie wiedza.
Tak wygniatając sobie wzajemnie obydwoma kciukami nogi, co raz pokazując nowe
punkty i linie, wybiła 21:00, koniec na dzisiaj. Ludzie mówią, że fajnie jest,
ciężki program nabity na full - jak mawia młodzież, ale owocny. Męczyć, to się
Polak lubi, byle wiedział po co. Coś tak czuję, że ludzie mają zapał, wszędzie
słychać ożywienie. Koniec dnia. Jutrzejszy, będzie według planu taki sam, tyle, że
więcej pracy, bo od samego rana.
Gdybym ten dzień chciał porządnie opisać, tak z detalami, to by trzeba było kilku
rozdziałów, więc proponuję streszczenie: jedzenie, masowanie, masowanie jedzenie,
masowanie, masowanie i spanie.
Ostatniego dnia, w niedzielę, trenujemy ofiarnie, przypominamy, sprawdzamy,
powtarzamy jeszcze, a pani Kanya Krongboon dokładnie sprawdza każdego cichaczem.
Chwali i słusznie, bo zawsze lepiej raz pochwalić, niż dwa razy zganić. I oto
wypełniamy ankiety po szkoleniu na krótko przed obiadem, brawa, podziękowania i
rozchodzimy się na obiad. Pani Kasia - bo na tym kursie tak mówiło się na
kierowniczkę, zdecydowała o organizacji po obiedzie. To fajnie tak do kierowniczki
wołać Kasia, zwykle kierownik to: kolejka, podanie, odpowiedź, demonstracja
wyższości, nierzadko buta, a tu podchodzisz i masz przed sobą kierowniczkę, która
mówi, że jest Kasia. Bardzo miłe to wrażenie robiło, nie powiem.
Po obiedzie już spakowani, czekamy na najważniejszą chwilę szkolenia, czyli
wręczenie dyplomów i zaświadczeń, a sam jeszcze nie wiem, co to, to też ciekawość,
która jest pierwszym stopniem do wiedzy, a ta zła do piekła, wzrasta. Pani Kanya
mówi ostatnie słowa, że dobrze nam szło, że możemy się posługiwać masażem tajskim w
swoich gabinetach, aż wreszcie ruszyła kolejka do wręczenia świadectw. Każdy
ściskał w garści swoje, pod kurtkę chowa, bo pada. Wielkie podziękowania dla pani
Kanyi, brawa i brawa, wszyscy się uśmiechają. W końcu zabieramy się do autokaru i
do stolicy, skąd wkrótce rozjedziemy się na cały kraj.
Gratuluję pomysłu organizatorom kursu, kogo nie było niech zazdrości i mam
nadzieję, że może jeszcze kiedyś taki będzie?”
Wrażenia innych uczestników
Danuta Gronowicz ze Szczecina:
„Na szkolenie przyjechałam, bo chciałam podwyższyć swoje kwalifikacje
zawodowe. Poza tym bardzo mnie to interesuje. Ukończyłam kurs masażu klasycznego w
„Akademii Fitness”, a o tajskim tylko czytałam wcześniej w Internecie.
To jednak nie to samo, co poznać technikę na żywo. Z jednej strony chciałam więc
podnieść swoje kwalifikacje, a z drugiej rozwinąć swoje zainteresowania.
Podczas szkolenia najbardziej podobało mi się to, że instruktorka każdy kolejny
etap masażu pokazywała każdemu masażyście indywidualnie, wykonując go po prostu na
nim. Mogliśmy poczuć, jak ważne jest ciepło jej dłoni i jaka powinna być siła
nacisku. Kanya wyczuła też chyba, że moje mięśnie były spięte, więc wykonała na
mnie dodatkowo masaż - chodząc po moich udach! Wydawałam przy tym dziwne dźwięki,
którym wszyscy się dziwili (śmiech). To zapamiętam najbardziej! Było to mocne
ugniatanie, a czułam to najpierw jako mocne ukłucie, które chwilę później powoli
się rozchodziło. Stąd te dziwne dźwięki.
Masażu tajskiego nie będę robić osobom, które będą przychodziły do mnie z chorobami
kręgosłupa, czy innymi bolesnymi schorzeniami. Przypadek każdego klienta rozpatrzeć
będę musiała indywidualnie. Na pewno jednak wielokrotnie wykorzystam elementy tej
techniki! Myślę, że klienci też będą tym zaciekawieni i będą przychodzili z
ciekawości. A masaż tajski może im pomóc, gdyż pozwala on poruszyć organizm do
tego, żeby sam zaczął się regulować. Zawsze jednak powtarzam, że sam masaż nie
rozwiąże problemu –doradzam też zwykle zmianę diety i więcej ruchu.”
Mariusz Het z Kluczborka i Tomasz Marciniak z Rawicza:
„Tajski różni się od masażu klasycznego tym, że przy tym pierwszym masażysta
musi się dużo nagimnastykować, technika ta wymaga od niego dużo więcej ruchu.
Pacjentem też trzeba dużo więcej poruszać!”
„Samo szkolenie? Przeszkadzał mi trochę hałas. Kanya każdy ruch opisywała,
dokładnie mówiła jak trzymać palce itp. Gdy wszyscy wokół rozmawiali, trudno było
się skupić. Dużo lepiej mi się pracowało po godzinach, gdy już wszyscy się rozeszli
i zostałem tylko ja z Mariuszem, Kasią i Kanyą, bo wtedy było wreszcie
cicho.”
„Cieszę się, że mogłem poznać Kanyę i wielu innych ludzi.”
http://tpg.org.pl/index2.php?aktu&news=80
http://sites.google.com/site/masaztajskiwarszawakurs
Zaawansowany kurs masażu tajskiego - moja subiektywna recenzja
http://groups.google.pl/group/terapiamanualnapolska/t/25134f78551f3b69
Witajcie!
W dniach od 2 do 5 lipca odbył się zaawansowany kurs masażu tajskiego w Krakowie na
terenie słynnego MSML. O pierwszym etapie oraz moich odczuciach, co do szkolenia i
jego organizacji, pisałem rok temu. Dzisiaj przychodzi czas na moje subiektywne
spostrzeżenia dotyczące drugiego etapu.
Drugi etap jest kursem zaawansowanym przeznaczonym dla tych, którzy ukończyli
podstawowe szkolenie.
Podczas kursu poznajemy nowe i alternatywne techniki, których nie było na
podstawowym szkoleniu. Gdzie i jak uciskać łokciem, kolanami czy stopą. Jak
utrzymywać równowagę i lepiej podczas pracy z większym od siebie pacjentem
wykorzystywać własne ciało. Jak rozwijać i w którym kierunku techniki podstawowe.
Co i kiedy jest dozwolone a co nie. Całkiem nowe techniki rozciągania mięśni,
kręgosłupa.
O ile podczas pierwszego etapu Kanya pokazywała nam i kładła dokładny nacisk na to,
gdzie i jak przebiegają linie wg. których wykonujemy masaż tajski, oraz na co
zwracać uwagę podczas wykonywania poszczególnych technik, to tutaj mieliśmy do
czynienia z różnymi wariacjami i urozmaiceniem owych technik.
Przykładowo jedno z rozciągań, streczingu mięśniowego poznane na kursie podstawowym
można wykonać jeszcze na 3 inne sposoby, a każdy z nich jest intensywniejszym w
odczuciu dla pacjenta i głębiej działającym na jego mięśnie.Ponad to jak
wspominałem doszły też nowe techniki.
Prawdę mówiąc dopiero po drugim etapie doceniłem ten masaż.
Po pierwszym też byłem zadowolony, ale drugi na prawdę zamknął to wszystko w
spójną, logiczną całość. Po kursie podstawowym wystarczało technik, by zrobić dobry
zabieg, ale ciągle mi czegoś brakowało.
Teraz widzę, że pierwszy etap to była faktycznie podstawa. Ciekawa, inna niż to co
do tej pory robiłem, ergonomiczna i praktyczna, ale jednak podstawa. Po drugim
etapie tego masażu wiem, że gdy go będę praktykował, to posiądę dobre rozwiązania
na wiele problemów, które do tej pory spotykałem u pacjentów.
Kanya kładąc duży nacisk na ergonomię wykonywania technik pokazała nam, jak radzić
sobie z cięższym i obszerniejszym od nas samych pacjentem. Sam będąc szczupłym
facetem od dawna poszukiwałem takich rozwiązań.
Myślę, że jeżeli ktoś ma pomysł na masaż tajski, to w podstawowym kursie musi
przeżyć pierwszy dzień. Jest on zwyczajnie nudny, bo Kanya pokazuje
zegarmistrzowska prace na nogach i kursanci uciskają, uciskają, trenują i trenują
aż do bólu.
Potem zaczyna się robić ciekawie, bo dochodzą streczingi itd.
W drugim etapie od samego początku jest ciekawie, bo po przećwiczeniu materiału z
pierwszego kursu i wyjaśnieniu wszystkich wątpliwości zaczyna się praca ze
sprytniejszymi i głębiej działającymi technikami. To jest jak kwiatek, który z rana
sam w sobie jest ładny, ale gdy się rozwija i rozkłada płatki by w ciągu dnia łapać
dużo światła, dostrzegamy go wtedy w całej klasie. Podobnie jest w sztukach walki.
Znając i mając opanowane w stopniu bardzo dobrym 5 uderzeń i 3 bloki możemy czuć
się pewnie podczas większości zadym. Jednak, gdy znamy ich o wiele więcej i
jesteśmy w stanie przewidzieć, w którym kierunku i jak potoczy się akcja, to
jesteśmy lepsi.
Po tym kursie znam więcej technik, z pośród których mogę wybierać sobie jak w
supermarkecie i dostosowywać zabieg wg. potrzeb własnych i pacjenta.
Uważam, że pierwszy etap nie istnieje bez drugiego. By robić ten masaż dobrze
należy zrobić dwa etapy. Szczególnie, jeżeli mamy zamiar wykonywać go zawodowo.
Potem pozostaje już trening, trening i jeszcze raz trening, bo w tajskim diabeł i
jego siła tkwi w szczegółach i precyzji.
Owe szczegóły i precyzja dają terapeucie maksymalny efekt podczas wykonywanej
terapii, przy minimalnym lub małym wkładzie siły własnej.
Co do warunków to szkolenie było na sali gimnastycznej. Kursantów 12, z czego 3
osoby niewidome. Pokoje w internacie w tym samym budynku, a wokół nas same
restauracje i pizzernie, sklepy spożywcze itd. Po prostu Kraków, Królewska,
logistyczny ful wypas i nic tylko się uczyć.
Każdy niewidomy miał swojego widzącego opiekuna, który był też uczestnikiem
pierwszego kursu organizowanego w różnych miejscach w Polsce.
Myślę jednak że nawet jeśli niewidomy nie miałby przewodnika, to na kursie, w
którym uczestniczyłem, była tak sympatyczna atmosfera, że na pewno nie czułby się
zaniedbany, jeżeli chodzi o skorzystanie z wiedzy, którą Kanya nam sprzedawała.
Podczas pierwszego etapu nie mieliśmy tłumacza. Jednak Instruktorka dokładnie krok
po kroku wszystko nam pokazywała i w rezultacie okazało się, że nie jest on
niezbędny. Uważam jednak, że podczas zaawansowanego kursu powinien być tłumacz.
Powody są dwa. Po pierwszym etapie są często niejasności, pytania i prośby o
wyjaśnienie szczegółów. Po drugie, sam drugi etap jest tym, którego siła tkwi w
rozwinięciu technik i powinny one być dokładnie objaśnione by uniknąć
nieporozumień, bo one same w sobie są bardziej precyzyjne, bogatsze i ciekawsze.
Na naszym kursie był tłumacz i na prawdę szkolenie było, jak i sama organizacja
logistyczna, na 6.
Kanya bardzo dobrze zna angielski więc nie należy szukać jakiegoś polskiego Taja
czy Tajki by się z Nią dogadać. Wystarczy że ktoś dobrze "spika".
Przyznam się, że byłem współorganizatorem tego kursu stąd moje wyczulenie na
logistykę. Jestem niewidomy, a poza tym nie lubię niewygód, gdy muszę skupiać się
na czymś innym. Warunki więc mieliśmy bardzo dobre, a co za tym idzie mogłem
korzystać z wiedzy Kanya ile chciałem. A chciałem o wiele więcej niż na pierwszym,
podstawowym kursie.
Nie wiem, jak teraz jest w Kampinosie, bo Kanya z Jankiem zmienili lokalizacje
szkoleń i na fotografiach w internecie owe gospodarstwo agroturystyczne faktycznie
wygląda o niebo lepiej, ale te wcześniejsze... Kto czytał moją poprzednią recenzję
ten wie co i jak tam wyglądało.
Podsumowując jeżeli ktoś po pierwszym etapie nie czuje się tym masażem
rozczarowany, to obowiązkowo powinien zrobić drugi, a na pewno będzie zadowolony.
Po drugim etapie dostajemy certyfikat - tu naszczęście formatu A4. W pierwszym był
nieporęcznego formatu A3.
Kanya jak zwykle cierpliwa, spokojna i do skutku wyjaśniająca i pokazująca każdą
technikę. Nauczyciel z powołania i przesympatyczna osoba.
Jeżeli macie jakieś pytania to piszcie - odpowiem na wszystkie.
PS.
To co piszę jest moim subiektywnym odczuciem. Z organizatorami kursu nie wiąże
mnie żadna umowa handlowa, grzecznościowa czy innego typu.
Pozdrawiam - Jarek
Nr. GG: 4050549
http://sites.google.com/site/masaztajskiwarszawakurs
obszerne fragmenty wpisu z bloga Rafala Uryzaja, fizjo z Poznania - link do calosci
mozna wyguglowac:
...
W miniony weekend miałem okazję wreszcie wziąć udział w kursie masażu tajskiego.
...
Był to kurs podstawowy masażu tajskiego trwający 32 h podzielony na 3 dni. Zatem
szkoliliśmy sie 3 dni od rana do wieczora - taki mały maraton po tajsku.
Kurs prowadziła znana już w Polsce Kanya Krongboon, która jest przesympatyczną
osobą, pełną radości i enztuzjazmu w tym co robi.
Można przyrównać Ją do całej filozofii życia w Tajlandii. Według tego co głosi
religia buddyjska (główna religia wyznawana przez większość tajów) życie z
założenia ma być "Sanuk" czyli przyjemne. Wszystko co nie jest "sanuk" należy
przyjmować z pokorą i przeczekać. Zarówno Kanya jak i cały masaż tajski jest
"sanuk".
Niektórym wydaje się, że jest to silny masaż, z elementami mocnego stretchingu,
tylko dla osób lubiących mocne wrażenia.
Owszem momentami może pojawiać się lekki ból lecz jest on tak przyjemny, że aż miło
go poczuć, a ulga którą przynosi jest niezapomniana. Po pierwszym dniu szkolenia
czułem się świetnie. O poranku dnia następnego czułem sie tak świetnie, że nie
chciało się wstawać z łóżka, jednak wizja kolejnego dnia nauki masażu tajskiego
szybko zwyciężyła.
Z mojej perspektywy kurs ten to nie tylko nauka praktyczna. To wiele rozmów które
miałem okazję toczyć z Kanya na temat masażu, Tajlandii, filozofii i ogólnie o
życiu. Nie było mowy oczywiście o jakiejkolwiek barierze językowej, ponieważ Kanya
świetnie mówi po angielsku, a miałem też okazję posłuchać trochę języka tajskiego.
...
Szkolenie było prowadzone właśnie zgodnie ze stylem nauczanym w Wat Pho.
Teraz kilka słów o samym szkoleniu.
Główną częścią była oczywiście praktyka. Klasyczny model szkolenia czyli pokaz oraz
ćwiczenia uczestników. Miałem okazje wiele razy być modelem i poczuć jak robi to
mistrzyni. Kanya zaprezentowała nam ponad 80 technik stosowanych w masażu tajskim
(było to oczywiście szkolenie podstawowe). Jednak techniki te pozwalają na
wykonanie masażu który trwa nawet ponad 2 h.
Co ważne podczas szkolenia Kanya poświecała czas każdemu kto tego potrzebował
traktując indywidualnie każdą osobę i każde zapytanie.
Z początku myślałem, że tak skondensowasne szkolenie trwające od samego rana aż do
wieczora będzie dość wyczerpujące. Okazało się jednak, że czas biegł nieubłaganie i
aż nie chciało kończyć się zajęć pod koniec każdego dnia. ...
Temat oczywiście nie został wyczerpany i pozostaje tylko ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze
raz ćwiczyć. Moje oczekiwania i wyobrażania co do masażu tajskiego jak najbardziej
się sprawdziły i sprawiły, że po szkoleniu mam jeszcze większy zapał do dalszego
rozwoju i pogłębiania filozofii wschodu.
Kolejny kurs masażu tajskiego w Poznaniu już we wrześniu. ...
Niemniej jednak zachęcam wszystkich do zapoznania się z masażem tajskim. Jeżeli nie
na szkoleniu to jako osoba masowana, bo warto poczuć własne ciało, jego możliwości
i wspaniałe odprężenie, które niesie ze sobą przeszło dwugodzinny relaks po
tajsku.
http://massagethai.info kurs masaz tajski indonezyjski tajskimi stemplami ziolowymi
tajskiego masazu stop warszawa
http://www.rp.pl/artykul/2,269099.html
Marta Dvořak
Trwa moda na egzotykę w spa. Jej zwolennikom nie wystarczają już jednak orientalne
masaże i zabiegi. Liczą się także atmosfera i wystrój miejsca, w którym z nich
korzystają.
Specjaliści wróżą, że moda na egzotyczne spa w naszym kraju przyjmie się i
rozpowszechni.
Masaż balijski, bambusami, ziołowe łaźnie z Tajlandii, kąpiele kwiatowe, pobyt w
łaźni Buddy... Często klienci decydują się na takie zabiegi w spa po powrocie z
wakacji. Szukają nie tylko konkretnego zabiegu, ale także chcą odnaleźć w zimowe
dni wakacyjny nastrój. Teraz więc w pomieszczeniach spa dominują ciepłe barwy,
orientalne ozdoby, świeczki i kadzidełka.
– Na rynku dostępne są rozmaite rodzaje zabiegów, także orientalnych. Moda na
nie przemija i powraca – opowiada Marzena Jurczenia, masażystka z 13-letnim
doświadczeniem i kierowniczka działu pielęgnacji ciała w wyspecjalizowanym w
Oriencie ośrodku Dotyk Spa w Warszawie.
– Ale rośnie popularność egzotycznych ośrodków spa, bo nie ustaje
zainteresowanie klientów egzotyką. Nasi goście są coraz bardziej wybredni. Rzadko
wystarczają im już same zabiegi, zwracają też uwagę na otoczenie: światło, muzykę,
zapach, nastrój, wnętrze i wykorzystywane w danym ośrodku kosmetyki.
Po orientalne preparaty chętnie sięga także personel krakowskiej Farmona Wellness &
Spa, producenta kosmetyków naturalnych. Specjaliści korzystają z produktów często
kupowanych na targach w Indonezji i Tajlandii. – I tak na przykład
rozgrzewająca maska Boreh stosowana jest do dziś przez rolników brodzących całymi
dniami po polach ryżowych, cierpiących na bóle stawów i reumatyzm – opowiada
Małgorzata Waliczek, dyrektor rozwoju i marketingu Farmona Wellness & Spa. I
dodaje, że od niedawna w tym ośrodku korzystać można z jedynej w Polsce tajskiej
łaźni ziołowej, a wśród klientów sporym zainteresowaniem cieszą się orientalne
masaże, balijskie rytuały piękna oraz zabiegi z Królestwa Lanna.
Dla ciała i duszy
Klienci świadomie wybierają orientalne spa, wiedzą bowiem, że w tego typu ośrodkach
ważna jest, charakterystyczna dla filozofii i medycyny Wschodu, wiara, że ciało i
umysł stanowią całość. Przychodzą więc z przekonaniem, że azjatyckie rytuały
upiększające oraz masaże wpłyną nie tylko na urodę i kondycję fizyczną, ale też
ułatwią odzyskanie równowagi wewnętrznej, osłabią stres i uczucie zmęczenia.
Marzena Jurczenia przypomina o ważnej zasadzie, bez przestrzegania której pobyt w
egzotycznym spa może się okazać mniej owocny, niż się spodziewaliśmy: – Liczą
się cisza, spokój. Słowa są zbędne. Dlatego nie rozmawia się podczas zabiegów
– podkreśla.
Na czym to polega
Egzotycznie nie zawsze jednak oznacza odprężająco i sennie. Masaż tajski, zwany
jogą dla leniwych, bywa nawet bolesny. Masowana osoba układana jest w różnych
pozycjach. – Początkowo intensywny masaż balijski miał przynosić ulgę
tamtejszym rolnikom. Z czasem, dostosowywany do potrzeb turystów, ewoluował w
kierunku masażu relaksacyjnego. – Wykorzystuje się w nim uciskanie dłońmi,
rozcieranie skóry, elementy jogi i stymulację punktów refleksyjnych, dużo uwagi
poświęca się masażowi głowy, twarzy i stóp. Relaksuje i wzmacnia układ
odpornościowy, łagodzi ból i napięcie – opowiada Małgorzata Waliczek.
Jakie więc masaże i rytuały wybrać, na jakie zabiegi pielęgnacyjne się zdecydować?
Niezorientowani zawsze mogą liczyć na pomoc i radę personelu. – W dobrym spa
recepcjonistki powinny umieć opowiedzieć o każdym z zabiegów. One lub masażystki
określą, czy masaż może być bolesny dla klienta, doradzić niezdecydowanym –
twierdzi Marzena Jurczenia.
W rękach fachowców
W coraz liczniej otwieranych w Polsce orientalnych spa pracują zarówno Polacy, jak
i obcokrajowcy. Oceną ich fachowości zająć się mogą jedynie klienci oraz
kierownictwo, o ile zależy mu na dobrej opinii firmy. – W Polsce nie ma
żadnych systemów certyfikacji pracy masażysty. Weryfikacja umiejętności pracowników
zależy wyłącznie od kierownictwa ośrodka spa – przyznaje Marzena Jurczenia.
– Ja sama, wybierając pracowników spośród kilkuset zainteresowanych, szukałam
takich, którzy skończyli szkołę albo studium dla fizjoterapeutów, a nie tylko kursy
masażu. Wielu technik muszą się jednak nauczyć podczas szkoleń, a te są dość
drogie. Koszt pojedynczego szkolenia to ok. 4 tys. zł, w dobrze wyszkolonego
pracownika trzeba zainwestować 10 – 25 tys. rocznie – opowiada.
Farmona stawia na specjalistów ze Wschodu. – Rekrutacją pracowników zajmuje
się nasz trener, mieszkający na stałe w Indonezji, posiadający umiejętności i
wykształcenie w tym kierunku. Terapeutki z Tajlandii to absolwentki słynnej szkoły
masażu w świątyni Wat Po, w której uczą się przez dwa lata nie tylko technik
masażu, ale również filozofii i medycyny. Terapeuci z wyspy Bali skończyli
prestiżowe indonezyjskie szkoły masażu i kursy – wylicza Małgorzata
Waliczek.
Specjaliści wróżą, że moda na egzotyczne spa w naszym kraju przyjmie się i
rozpowszechni. Wprawdzie alternatywą dla orientalnych centrów mogłyby być np. spa
japońskie, chińskie albo popularne w Rosji tzw. spa słowiańskie, ale... –
Polacy bardziej zainteresowani są pobytem w ośrodku, gdzie mogą liczyć na balijski
masaż lub zabiegi, które zapamiętali ze słonecznych wakacji w Tajlandii i gdzie
odnajdą ten sam wakacyjny nastrój – twierdzi Marzena Jurczenia.
– Popularności orientalnego spa sprzyjać może kryzys: zamiast kolejnego
wyjazdu na Bali klienci będą musieli zadowolić się wspomnieniami, szukać ich w
nastrojowym, klimatycznym zakątku – dodaje.
[url]http://www.forbes.pl/styl-zycia/artykul/podroze/tajskie-spa-wszechstronna-uczt
a,2933,1[/url]
Mikołaj Jeżak, autor jest partnerem i dyrektorem zarządzającym w 5 Stars Club
Business Travel
Wizyty w tajskich ośrodkach urody często ocierają się o mistycyzm. Aura
niewyobrażalnego spokoju, duch filozofii buddyjskiej niczym mgiełka unoszą się nad
obiektami SPA, w których zregenerujemy zarówno ciało, jak i umysł
Przy wejściu wita nas nastrojowa muzyka. Od uśmiechniętej uroczej Tajki otrzymujemy
klapki, elegancki szlafrok i jednorazową bieliznę. W powietrzu unosi się aura
spokoju, charakterystyczna dla buddyzmu theravada, dominującego na Cejlonie. Po
kąpieli w basenie i degustacji herbaty z tamaryndu jesteśmy gotowi na atrakcje SPA.
Tajowie uczynili ze SPA sztukę. Każda wizyta w dobrym obiekcie jest ucztą dla
ciała, spokojem dla ducha.
Pierwsze SPA w Tajlandii powstały w połowie lat 80. Na początku większość z nich
znajdowała się głównie w luksusowych pięciogwiazdkowych hotelach, bo na świecie
panowała wówczas moda na wakacje w Tajlandii, a wypoczynek w SPA był synonimem
luksusu. W drugiej połowie lat 90. ośrodki SPA niczym grzyby po deszczu zaczęły
powstawać w Azji Południowo-Wschodniej. Niemal na każdym rogu ulicy; czy to w
wielkich miastach, czy na prowincji można było znaleźć zabiegi SPA pozwalające na
natychmiastową regenerację.
Szybko okazało się, że koncepcja rozwoju właśnie tego segmentu turystyki może
przynieść krajowi duże zyski i sprawić, że goście, którzy już raz wybrali Bangkok,
Phuket czy Hua Hin, powrócą do Tajlandii jeszcze nieraz. Bo to kraj stworzony do
tego typu usług. Chodzi o legendarną tajską gościnność, serdeczny sposób bycia i
uśmiech, który towarzyszy Tajom na co dzień, wysoką kulturę obsługi klienta i
pracowitość. Trzeba jeszcze dodać wspaniały klimat, ciekawą lokalną architekturę,
umiejętność dbania o szczegół oraz konkurencyjne ceny.
Nic dziwnego, że dziś tajskie SPA to prawdziwy przemysł. Poza turystami
zagranicznymi (obecnie stanowią ok. 70 proc. klienteli SPA w Tajlandii) ta formuła
spędzania wolnego czasu przyjęła się również wśród Tajów. Z pewnością do takiego
boomu na SPA przyczynił się szybki rozwój tajskich miast oraz potężne
zanieczyszczenie powietrza, szczególnie w stolicy.
Zmienił się także tryb życia i odżywiania młodego tajskiego pokolenia. Tygrysy
azjatyckie po prostu zaczęły się dusić. Społeczeństwo przyzwyczajone do spokoju,
wiejskiego trybu życia w ciągu kilku lat odnotowywało wzrost produktu krajowego
brutto o kilkanaście procent. Zwykli ludzie potrzebowali oddechu. Jednym ze
sposobów na znalezienie równowagi duchowej i fizycznej stały się częste i krótkie
wizyty w ośrodkach SPA.
Jeszcze kilka lat temu specjaliści nie wróżyli tak spektakularnego sukcesu
rozbudowanym salonom masażu. Od 2002 roku liczba nowo otwartych obiektów SPA w
Tajlandii jednak się podwoiła. W roku 2002 tajskie SPA odwiedziło 3,3 mln osób, a w
2008 r. już 6 milionów. Singapurska spółka Intelligent Spas podaje, że do grudnia
2009 r. w Tajlandii działało 745 oficjalnie zarejestrowanych ośrodków SPA. Szacuje
się, że wygenerowały one przychody rzędu 275 mln dolarów. Spośród 300 najlepszych w
2009 r. SPA na świecie aż 28 tajskich otrzymało prestiżowe nagrody od
międzynarodowych instytucji zdrowia i urody.
Eksperci najlepiej ocenili obiekty chińskie, singapurskie i właśnie tajskie. Trzy z
nich otrzymały złote medale w swoich kategoriach. Wśród laureatów pojawiły się
również obiekty z egzotycznych zakątków Buthanu czy Kambodży.
Tajlandia zbiera owoce działań rządowych z lat 90., gdy intensywnie promowano ideę
SPA. Na międzynarodowych konferencjach goście zapraszani byli na seanse SPA,
sponsorowano ze środków rządowych szkolenia nowej kadry masażystów i terapeutów,
przywrócono do życia tradycyjną historyczną szkołę tajskiego masażu. Ponadto ideę
Sanare Per Aquam spopularyzowały również światowe gwiazdy muzyki pop, kina czy
znane modelki.
Do Chiva-Som, jednego z najbardziej znanych luksusowych kompleksów SPA w Azji,
przyjeżdżają np. Victoria i David Beckham i Kate Moss. Tygodniowy pobyt w takim
kurorcie to wydatek rzędu 35 tys. zł za osobę na tydzień. Do dyspozycji gości,
oprócz bajecznego apartamentu, są m.in. prywatny terapeuta, dietetyk i seria
zabiegów. A jest z czego wybierać. Jak żadne inne SPA w regionie, ośrodek Chiva-Som
w Hua Hin może się pochwalić możliwością przeprowadzenia ponad 100 różnych
zabiegów. Co ważne, nie trzeba wydawać fortuny, by poczuć się jak nowo narodzony.
W niektórych SPA koszt kilkugodzinnego zabiegu porównywalny jest z dwudaniowym
obiadem w przeciętnej warszawskiej restauracji, część obiektów, nawet tych
luksusowych, dostępna jest również dla klientów, którzy nie są gośćmi hotelu. Choć
zakres możliwych świadczeń i zabiegów rozszerza się z roku na rok, z ankiety
przeprowadzonej przez Intelligent Spas w czołowych 159 SPA na świecie wynika, że
połowa gości wybiera tylko masaż i cały czas pozostaje on najpopularniejszym
zabiegiem także przy konstruowaniu pakietów regeneracyjnych.
Prawie połowa ośrodków SPA w Tajlandii nie oferuje zakwaterowania - są to tak zwane
daily SPA. Druga połowa podzielona jest na hotele SPA, SPA destinations i SPA
resorts. To kurorty, do których goście, głównie biznesmeni, udają się na trwające
minimum sześć dni wakacje.
Jai yin, yin - "spokojnie, wyluzuj", z pewnością ten zwrot usłyszymy w salonie SPA.
Drewniane tekowe łoże z białymi baldachimami, delikatny powiew morskiej bryzy,
bambusowe przepierzenia dla stworzenia intymnej atmosfery i lekki, unoszący się w
powietrzu zapach migdałowego kadzidła. Wygodnie leżąc na brzuchu, obserwuję ocean,
po chwili, zanim na dobre rozpocznie się zamówiony zabieg, odpływam. Aby tak się
poczuć, nie trzeba wcale jechać nad morze ani w góry. Blisko 30 proc. wszystkich
tajskich ośrodków SPA znajduje się właśnie w centrum i na obrzeżach Bangkoku. Ich
przepięknie zaprojektowane pomieszczenia sprawiają, że czujemy się jak w
naturalnych plenerach.
Spośród tajskich masaży warto wybrać tradycyjny nuad boran. To jedna z najstarszych
form masażu, która pojawiła się wraz z buddyzmem w Tajlandii 2500 lat temu.
Technikę sprowadził tu Jivaka Kumar Bhacca, żyjący w czasach Buddy osobisty lekarz
jednego z królów tajskich. Przyjaźnił się podobno z samym Buddą, służąc poradami
medycznymi wielu buddyjskim mnichom.
Swego czasu antyczna stolica tajskiego państwa - Ayuthaya - była skarbnicą wiedzy o
ówczesnych szkołach masażu. Niestety, podczas najazdu birmańskiej armii większość
bezcennych tekstów została spalona. Jednym z ocalałych dokumentów była
60-stronicowa księga masażu tajskiego przechowywana obecnie przy ołtarzu w Wat Pho,
jednej ze znanych buddyjskich świątyń. Oprócz tajskiego masażu tradycyjnego,
gwarantowanego właściwie w każdym ośrodku, prawie wszystkie SPA oferują
aromaterapię, w większości można znaleźć refleksologię oraz liczne terapie oparte
na gorących kamieniach czy ciepłym błocie. Koncepcja SPA ewoluuje. Do zabiegów
dołącza się obecnie seanse jogi i akupunktury.
Można również skorzystać z techniki masażu tajskiego przed laty przeznaczonego
wyłącznie dla członków rodziny królewskiej. Łączy on techniki stosowane w shiatsu,
jamu czy akupresurze. W Chiva-Som, jednym z kultowych ośrodków SPA w Tajlandii,
prawie 60 proc. gości korzysta z chiva-som massage polegającego na wcieraniu
ciepłych olejków. Specjaliści twierdzą, że starsze ośrodki SPA są jak wino. Pracują
w nich doświadczeni terapeuci i masażyści. Z roku na rok ich warsztat pracy się
doskonali, a zakres usług jest systematycznie powiększany. Ponadto dzięki
kilkunastoletniemu doświadczeniu mają zaufaną grupę klientów. Bez nich trudno
byłoby rozwijać się nawet najlepszemu SPA.
Doskonałym przykładem jest założona 16 lat temu Oriental SPA w hotelu Mandarin
Oriental w Dhara Dhevi. Można się tam dostać tylko drogą wodną, samo SPA mieści się
w odrestaurowanym XIX-wiecznym domu zbudowanym z drzewa tekowego. Oferowane tu
zabiegi łączą medytację z tradycyjnym masażem. W Oriental wykorzystuje się tylko
naturalne olejki, zioła oraz wyciągi owocowo-roślinne opracowywane według własnej
formuły ośrodka.
Najlepsze tajskie sieci SPA: Anantara, Angsana, Aman czy Banyan Tree, są znane na
całym świecie. Nie znaczy to jednak, że udając się do mniej znanego obiektu, spotka
nas rozczarowanie. Poziom oferowanych usług jest podobny, a coraz większa
konkurencja wśród ośrodków sprawiła, że nawet najmniejsze SPA mają szeroki wachlarz
usług. W końcu Tajlandia to kwintesencja kultury SPA. Buddyjski spokój
wprowadzający w odpowiedni nastrój, egzotyczne zapachy, wspaniała architektura,
przestrzeń, bujna roślinność i, oczywiście, niezliczone ilości różnorodnych
storczyków.
Członkowie 'masaz tajski - wszystko co wiesz lub chcialbys wiedziec' (3)
zobacz wszystkich