Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobnik | treść posta |
---|---|
7 grudnia 2006 " Policjanci to często szczególni skurwiele. Takie jest odczucie dużej części ludzi, którzy się z nimi zetknęli, w sytuacjach konfliktowych. Ilość zebranych pał w chwili, gdy delikwent był już skuty kajdankami, czy najzwyczajniej w świecie nie stawiał oporu, można liczyć na dziesiątki milionów. Wszelkiego rodzaju demonstracje uliczne, lub najzwyklejsze szarpaniny. Czasem dla "przedstawiciela władzy" poprzednio także "ludowej" powodem do spałowania był fakt nabarowania gościa. Otłucze się pijaczka i spokój. Będzie czym później pochwalić się w jednostce.
Piotrek opowiadał historyjkę jednej z prosolidarnościowych zadym z 83 roku. Stoi sobie na przystanku tramwajowym w bezpiecznym już terenie, wraz z kilkoma osobami pali głupa. Oprócz tego parę niezorientowanych w sytuacji pasażerów czekających rzeczywiście na środek lokomocji. Podjeżdża nyska równocześnie z taborem. - Wsiadać - milicjant zapędza ludzi do tramwaju. Kilka osób nie reaguje na wydawane polecenie. - No co jest do kurwy nędzy?! Mówi się, wsiadać! - mundurowy złapał nerwa. - Ta linia mi nie pasuje, jedzie prosto, a ja mieszkam na prawo - tłumaczy przygłupowi niezorientowany. Argumenty sensowne, jednak nie wziął pod uwagę ilorazu inteligencji typka do którego się zwracał. - Jak nie wsiądziesz, to my cię zawieziemy do domu - ton wyraźnie wskazywał, że ten dom o którym myśli przygłup potocznie zwano komendą. Ponieważ niezorientowany liczył na rozsądek musiał przegrać. Następnie wraz z Piotrkiem liczyli godziny. Taka zabaw w odliczanie do 48. Troszkę wcześniej, jesień 82. I wówczas milicjant to był ktoś, mógł prawie wszystko. Był wielki. Chyba, że ntrafił na wielką, grubą, czerwoną świnię. Wtedy stawał się malutki, piszczał, skamlał, stał na dwóch łapkach. Czerwone świnie były wielkimi panami dla niebieskich piesków. Zbyszka zatrzymano podnacz meczu Sląsk-Servette Genewa. Mundurowy skurwiel bije go już na komendzie ręką uzbrojoną w kastet w okolice oka. Zbyszek na sprawie, oczywiście własnej, nie tego bijącego informuje prokuratora o zaistnieniu tego faktu i rozpoznaje boksera. Milicjanci zgodnym chórem zeznają, że "zatrzymany uderzył głową o krawężnik". Co prawda w chwili wrzucania go do nyski głowa była cała, ale jakie to ma znaczenie. Milicja, a później policja w Łodzi na przełomie lat 80 i 90 to rodzaj umundorowanych, niewyżytych sadodebilków. Najgorsze były mecze z widzewem. Długi odcinek między stacją Łódź Kaliska na stadion RTS-u szło się z poganiaczami wymachującymi pałkami i czepiającymi się, a to że ktoś śpiewa, a to że wolno idzie. Każde napomnienie oprócz uwag słownych w rodzaju: "Co jest, kurwa, za wycie", to także szturchnięcie gumą. Marian za zabranie gościowi proporczyka w Szczecinie dostał wyrok trzech lat. Natomiast mili/poli/cjanci zabierają szaliki, a czasem nawet kurtki. Zwłaszcza moro i flajersy. Być może czytający te słowa jakiś prokurator popuka się palcem w czoło, twierdząc że tak nie jest. Zapraszam. Na meczach Śląska spotkać mnie łatwo. Dysponuję adresami ludzi, którzy w ten sposób potracili swoją własność. Jak mawiają ci, któzy swoje odsiedzieli: "Dać policjanta wcale nie jest kulawo". Nadużycie władzy przez policjantów jest traktowane przez nich samych, jako coś co się im należy. Do częstych wypadków wchodzenia bez biletów na różnego rodzaju imprezy dochodzi przez pokazanie legitymacji resortu. Jest to oczywiste nawet dla szeregowych. Jazda bez biletu środkami MPK - normalka. Kazać cywilowi stać na baczność - nic szczególnego. Niepodanie numerów służbowych (kiedyś) oraz ich chowanie (teraz). Używanie pałek wobec obezwładnionych, kopanie zatrzymanych, "prewencyjne" pryskanie gazem łzawiącym. Można takie przypadki wymieniać godzinami. Nieczęsto zdarza się mundurowy, zachowujący się jak ten w Jastrzębiu. Na stadionie stanął przed nami gostek z trzema gwiazdkami, podał swój numer i nazwisko i grzecznie stwierdził, czego nam nie wolno. Mieściło się w granicach rozsądku. W resorcie spraw wewnętrznych z pewnością pracują ludzie sensowni. Moja programowa awersja mogłaby się wydawać idiotyczna, gdyby nie fakty takie jak ten: - Lewus jeden, w ciągu dwóch lat dziewiętnaście razy zmieniał pracę, a teraz od ośmiu pracuje w milicji - mówi przypadkowy, szpitalny sąsiad. Inna rozmowa z właścicielem sklepu. - Właściwie to żałuję, że muszę założyć alarm, ale trudno. - Dlaczego pan załuje? - Jak jakieś włamanie, to firma ubezpieczeniowa zwraca straty. - To złodzieje tyle nawynoszą? - Pd razy złodzieje. Co on zdąży drapnąć, jak na wystawie zostawiam same najtańsze szmatki? A tu takie włamska na chama, lu cegłą w szybę, pozbierają co w zasięgu ręki i chodu. Taka parszywa dzielnica. Przy okazji obławiają się policjanci. Tydzień temu po jednym włamaniu drugie. Zajeżdzą ta sama ekipa [policjantów], wszyscy w koszulach, jakie mi niedawno zniknęły z głębi sklepu. " Był to fragment z książki "PAMIĘTNIK KIBICA" Romka Zielińskiego. :) |
|
22 grudnia 2006 Mądre słowa...
|
|
26 stycznia 2007 :)
JEBAC PSYYYYYYYY!!! |
|
9 luty 2007 'Marzę o tym żeby móc na widok policjanta, odetchnąć z ulgą i pomyśleć ze jestem bezpieczny' ^^ O_o
|
|
12 maja 2007 tia ;] mażenia są piękne lecz nierealne ;( ale dobrze że psy łażą w oczcojebnych kaftanikach żółtych można ich wyczaić na kilometr
|