Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobnik | treść posta |
---|---|
27 września 2007 łagodne przejście do bólu
ekstaza ociera się o ramię tą drogą chodzą kobiety my zajadamy się chwilą jak plebejscy bogowie unosimy miraż jak sekundy natchnienia zasypiamy niemowlęcym skomleniem trzymając pierś w tych samych dłoniach namiastką mądrości jest wytrwałość „wiem jak smakują wczesne winogrona girlandy nietrzeźwością obietnic” |
|
27 września 2007 Tomik: Moje klimaty
(W poszukiwaniu bursztynowej komnaty )Bursztynowa komnata Wokół pisklęta gubią młode pióra jak stare drzewa liście najedzony morzem starannie oblizuję sól na wpół dojrzały jak śledź korzenny Moje obserwacje ciągną się jak bryza o komnacie ani śladu jakby utonęła w tajemnicy przed moim wzrokiem lub przed kompromitacją że w nie usnę lub nie wyzdrowieję Mgły nie było jak zapowiadali lecz zza chmur wyjrzało dojrzałe słońce i uśmiech sam odgrywał szczęście moje nie wyglądało najlepiej a mogłoby zwłaszcza że ukrywam poezję prowadząc ze sobą dialog Jak kolorowe kokardy wydzierają sobie pierwsze źdźbła traw poruszając młodym zadem i syczą jak wodospad górski widziałem dwie potem trzy jaskrawe pod słońce strzygły uszami jak ja strzygę kilometry przeżyć Obudzę się kiedyś, kiedy na zydelku dorosłość przylgnie i marzenia wykomplemetują najurodziwszą magię potem zamknę się jak Gidorion w nowej szacie w girlandach jak żywy tam jaśniej zorza otwiera tajemnych bram tysiące tylko złapię głębię tylko złapię W poszukiwaniu Bursztynowej Komnaty Wiatr ustał nawet farba z burty nabrała koloru sędziwe mewy jak obwarzanki strącają czerstwe spojrzenie na świat pełen tajemnic Jedenasty dzień snują się podmorskie nadzieje na przypływ tylko jedna na tysiąc nie wymyka się z kilometrowych korytarzy gdzie spoczywają sędziwe matrony w skorupach z wiśni a każda ich część to wyspa skarbów gdzieniegdzie długie warkocze mienia się zielenią owijając tęczowe rafy plądrują w nich skośnookie mątwy a granity skalpelem tną dzienne promienie zamieniając je w kalambur kolorów na złotych taczkach przemyka zachód Płuca oddychają morską bryzą po krztuszącym mętnym dnem i kilkuset milową galaretą Chełbi, Stułbi i parzącymi mackami meduz w sukurs przypłynęła ławica niebieskich Aloz jakby nie było rodzimych śledzi Cdn........... cd.Poszukiwań bursztynowej komnaty Skryte jak za horyzontem myśli kamienie na kształt trzygłowa przykuły uwagę rzeźbiarza co jakiś czas obmywała je z hipokryzji martwa fala a napęczniałe wodorosty pozostawiały skrawki żółtobrązowych korali W świetle promieni słonecznych skrzyły się jak wstające do lotu nietoperze gdzieniegdzie przyrosły swoim grzbietem do morskich wróżek tworząc perliste wzory na kształt skrzydeł motyli zaiste tylko bóg mógł w swej wyobraźni wskrzesić tyle barw światła tyle życia w martwej naturze. Zdawałoby się pomyśleć gdzie żywicy moc tysiącem kropli zaprosi do swego domu kształtne modliszki, niezabudki, chrząszcze tak czarne w swym kolorze że niczym odróżnić w nich nocy nie można tylko w poświacie srebrnej luny chciałoby się dotknąć wnętrza coś na kształt tysiącleci. Patykiem odgarniam sen w tej komnacie gdzie życie podwójną rozkosz uprawia gdzie sny jak bajka a w niej morał się schował wyobraźnią czas wkleił na wieki Bądź moja z zamkniętych kart co w skrzynię złożę jak odpoczynek rycerza po dniu pełnym chwały w niej jesteś i serce moje w niej wyrosłem Ostatnim wysiłkiem / Zakończenie cyklu bursztynowej komnaty To nie pogarda ani tez smutek wyrwany ze snu to w labiryncie tęsknota szuka powietrza a światło dnia Wyjdę nadspodziewanie gdzie kuszące jaśminy tulą się w bzy gdzie głowa ciężka od zapachów i ręce co wołają skrawek nieba Najcenniejsza by wyzwolić z żywiołu pastelowy makijaż zawiesić ponad liturgię moc aniołów i wyjść naprzeciw tam amazonki w koronkowej odwilży napinają łuki groty strzał jak żywe kokardy trafiają w żywicę łamią się lustra z jednolitej tafli przyodziane gubią misterne graffiti topiąc ostatnią nadzieję Na spodzie jej rude siedlisko wyrwało krzyż spartański jak miód fałszywych pszczół rozlało majestat Zagubiona wśród korali żółta perła |
|
2 listopada 2007 O miłości nie wszystko
O miłości ty ogrody pielęgnujesz w rabatkach rumieńcem oczekujesz jutra wschodem ust gorących chcesz zachód zamknąć i pieścić w pościeli jutrem świerszcze w polu nuty swe odnaleźć drogę w słowach płomień w świecy i ręce po wieki |
|
2 listopada 2007 Bez puenty
lubisz rozgrzane stopy perfekcją subtelnej przekory w nieładzie ramiona jak ptaki wędrują na zachód gdyby nie kukułki co pachną miętą język wędrowałby na wyspę dziewiczą pośród jaśminów jak mlecz między ustami kotwiczy łódź bo tylko dwa wiosła |
|
2 listopada 2007 „ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka
bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość” zalotne uwierz mi na słowo gdyż oczy tu są cieniem nie powiem sięgnij wyżej gdyż byłoby zbyt wiele uwierz mi bez słowa gdyż zdobycz nie jest sensem nie ważna jest tu mowa lis z dzięciołem bez-sensem prowadź jak jeż bez względu na kolce choć nie wszystko boli i serce znów gorące już widać wyspę plażę i cicho tu bez dzwonów przytul i nic więcej nie mów głębia to cud być może i coś więcej |
|
2 listopada 2007 "To prawda, że miłość jest w stanie w oka mgnieniu całkowicie przebudować życie ludzkie. Ale- i to jest ta druga strona medalu- istnieje inne uczucie, które potrafi skierować ludzkie losy na zgoła odmienne tory: rozpacz.
Tak, miłość zapewne może odmienić człowieka, ale rozpaczy udaje się to znacznie szybciej" noc wesoła księżyc w pełni nic tu po nas nie zapełni nawet pocałunków jutro nie udaję liczę piegi czas wypełniam frazy weną aksamitem ciało twoje haftem Wenus czyż zbyt łatwo tracę siebie psyche w kącie kot w pierzynie słowa jakby na poduszce śpią uwierz jestem może byłem szybciej niż ta krótka myśl to już dzisiaj czasu bytem nie przywrócę to tak mocno we mnie tkwi nie umarłem tlę się nocą z moją świeczką mą tęsknotą tak co roku wkoło liści wkoło kwiaty ciepło dzisiaj i tak cicho śpij |
|
2 listopada 2007 za firanką nocy
pani wyrywasz mi serce choć gołębia noszę w sobie w babie lato zawikłany szukam natchnienia podasz dłoń ciepłą od poranka gdzie zapach rosy mija ją uśmiechem są polne kwiaty łąka i ja czekam kiedy Wenus zaświeci jaśniej będzie późny wieczór padam na kolana ze zmęczenia a ty mówisz kiedyś zaświta |