kultura - Piszę - "Piekło jest tam gdzie serce"
 
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobniktreść posta
brak zdjęcia

(34)

14 stycznia 2008
Tym razem proza.

"Ponieważ jestem samotny
Tu, z mymi fantazjami
W moim kokonie;
We własnym świecie"

Mat siedział przed komputerem, bezmyślnie wciskając F9; podświadomie czekał na dźwięk sygnalizujący przyjście nowej poczty. W drugiej ręce trzymał zdjęcie swojej dziewczyny, na które - jak zwykle, gdy na coś czekał - gapił się bardzo intensywnie.
- Krew i popioły, krew i przeklęte popioły! - Powtórzył cicho za ulubionym bohaterem książkowym. - Miała napisać jeszcze przed obiadem, a tymczasem dochodzi już osiemnasta... - te słowa wypowedział już całkiem głośno. W odpowiedzi dobiegł go krzyk siostry:
- Nie mów do siebie, Mat, bo świadczy to o chorbie psychicznej! Nie jest to rzecz, którą trzeba się chwalić!
- Odwal się! - Odpowiedział wściekły już Mat. Nucąc słowa lecącej z głośników piosenki - "Losing Myself" zespołu Edge of Sanity - odłożył zdjęcie, po raz ostani sprawdził, czy nie przyszła nowa poczta, po czym zamknął wszystkie programy, oprócz, oczywiście, ściągającego się właśnie przez bit torrenta filmu "Secret Window" z Johnym Deppem. Podobno fajny.
Wrzucił telefon komórkowy do kieszeni, chwycił z półki odtwarzacz mp3 i wyszedł z pokoju. Musiał sprawdzić, co z Martyną, czemu nie napisała. Coś jednak powiedziało mu, żeby się zatrzymał i sprawdził, czy wszystko wziął. Rozglądając się po pokoju stwierdził, że przydałby mu się wiszący nad łóżkiem zdobiony sztylet z fałszywym rubinem wsadzonym w rękojeść. Replikat tego, który Mat Cauthon znalazł w Shadar Logoth.
Ostatecznie wyszedł z pokoju i okrężną drogą przez kuchnię (na głodniaka nie miał zamiaru nigdzie wychodzić) skierował się do drzwi. Znowu do jego uszu dotarł głos siostry:
- Gdzie ty znowu leziesz?
- Nie twoja sprawa - przeklęta, w każde wakacje przyjeżdżała do domu, jakby nie mogła siedzieć w tej swojej Warszawie, gdzie studiowała. On sam studiował informatykę, więc we Wrocławiu było mu dobrze. - Wrócę chyba dzisiaj - dorzucił z czystej złośliwości, a następnie wyszedł, trzaskając drzwiami.

Po chwili stał przed drzwiami znajomego budynku. Zaczął zdejmować słuchawki odtwarzacza muzyki, ale pod wpływem jakiegoś impulsu postanowił zaczekać. Usłyszał lubiane dźwięki "Touch Like Angel of Death" zespołu Children of Bodom. Po odsłuchaniu piosenki wyłączył odtwarzacz, zdjął słuchawki, poklepał sztylet leżący w kieszeni i zadzwonił pod trójkę.
Z głośnika usłyszał "Kto tam?" wypowiedziane głosem pani Krystyny, matki dziewczyny Mata. Po chwili usłyszał swoją odpowiedź:
- Czy jest Martyna?
- Tak, Mat. Już otwieram.
Chłopak popchnął drzwi i wszedł do środka. Po wspięciu się na dwadzieścia cztery schody skręcił w lewo i zapukał. Drzwi otworzyły się i oczom Mata ukazała się drobna postać pani Krystyny.
- Wchodź, wchodź. Zrobisz jej niespodziankę. Coś dzisiaj siedzi w swoim pokoju cały czas. Nawet nie próbuję tam wchodzić, bo nie wiem co mnie spotka - powiedziała, uśmiechając się. Mat również się uśmiechnął. Wszedł do mieszkania i usłyszał dźwięk zamka. Zabrzmiał on dziwnie groźnie.
Skierował swoje kroki do pokoju Martyny. Zapukał i otworzył drzwi, po czym jego oczy rozszerzyły się niesamowicie ze zdziwienia i przerażenia.

"Nie wrócę tam. Nigdy. Nie wrócę!" - powtarzał sobie Mat. Prawa ręka, trzymająca sztylet leżący w kieszeni drgała. Był blisko użycia broni, popełnienia morderstwa. Powstrzymał się jednak. Przypomniał sobie, co mówił Alexi - wokalista Children of Bodom - o Touch Like Angel of Death: "To jest najgorsza sytuacja, w jakiej może się znaleźć mężczyzna: jak kogoś kochasz i nienawidzisz na raz. Co powinieneś wtedy zrobić: wychędożyć ją czy zastrzelić?"
"Czemu nie wrócisz? Zdradziła cię!" - powiedział jakiś obcy głos w jego umyśle. Zignorował go.

Następnego dnia, słonecznego nie wiadomo czemu, Mat obudził się w tragicznym humorze. Poszedł do kuchni i wziął kromkę chleba. Do jego zmysłów dotarł również fakt, że jakoś nikt na niego nie krzyknął, czyli nie ma jego siostry. Sam w domu - rodzice na wakacjach, siostra nie wiadomo gdzie... Tylko po co mu to teraz?
Po zjedzeniu posiłku poszedł do swojego pokoju i włączył muzykę. "Downfall" Children of Bodom. Głos znowu odezwał się w jego głowie: " Idź tam. Zrób to!". Tym razem jednak odpowiedział "Kim jesteś?". Głos milczał. W tym czasie Alexi growlował pierwszy refren. Mat wziął sztylet i zaczął się nim bawić.
Stwierdził, że dalej jest głodny. W lodówce - pustki. Poszedł więc do sklepu. Mały, osiedlowy sklepik pod nazwą"Delikatesy lux". Poprosił o piwo w puszce - Żywiec - i trzy drożdżówki oraz tabliczkę mlecznej czekolady. Ładna ekspedientka mniej więcej w wieku Mata wydała resztę z 10 złotych niekoniecznie przypadkowo dotykając rękę chłopaka i uśmiechając się doń. Dziw, że po spojrzeniu, jakim odpowiedział, nie umarła.
Gdy tylko wszedł do domu, usłyszał dzwoniący telefon. Podniósł słuchawkę i nadgryzając drożdżówkę powiedział:
- Halo?
- Mat... - usłyszał głos Martyny. Oparł się pokusie rzucenia słuchawką. - Chciałam z tobą porozmawiać.
- Właśnie to robisz.
- Tak, ale... głupio mi. Chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam - jak...
- Głupio ci? A mi przykro. Całe moje życie, całe moje życie...
- Słuchaj, takie rzeczy się zdarzają każdemu...
- Ale nie nam. Do diabła, chodzimy ze sobą od trynastu lat. Ile i jakich rzeczy robiliśmy, nie muszę chyba przypominać. A ty nagle całujesz się z jakimś facetem - przy mnie...
- Chciałam... - w tym momencie coś kazało Matowi odłożyć słuchawkę. Dalej skwaszony zjadł drożdżówkę.
"A widzisz. Wstrętna baba. Zabij ich!"
"Wiesz, chyba masz rację" - pomyślał i przeraził się. To na pewno przez brak snu... Chwycił sztylet i położył się do łóżka.

Śniła mu się wędrówka przez miasto.
Łopata, na której było napisane "Cena została zapłacona" w jakimś dziwnym języku. Wiedział, że to Dawna Mowa, wiedział, co to znaczy. Czuł ślady szubienicy na szyi.
Sztylet z rubinem i imaginacja Mata mówiąca "Sa souvraya niende misain ye".

Przeszedł przez jakieś dziwne drzwi, trochę wykrzywione u góry. Wokół nich nie było ścian.
Znalazł się w jakimś korytarzu z wielką ilością drzwi i innych korytarzy. Zaczął biec, byle przed siebie. Byle dalej od tego koszmaru. Jakieś głosy wołały do niego: "Zabij!" Inne mówiły: "Nie patrz na nią! Nie wracaj tam!". Spotkał w końcu jakiegoś człowieka, ubranego w długi, czarny płaszcz.
- Kim jesteś?
- Twoim sumieniem. Zabij! - po czym zamachnął się wyciągniętym nie wiadomo skąd krótkim trójzębem z napisem "Mój głos jest twoim głosem, moja wola jest twoją wolą, twoje życie jest moje". Mat z trudem uniknął ciosu. Za drugim razem nie miał takiego szczęścia i trójząb trafił go w ramię. Krzyknął.

Siedział na łóżku, zlany potem, cały czas sam. Była noc. Światło gwiazd rzucało dziwne cienie na cały pokój. W rękach ściskał sztylet.
- Sa souvraya niende misain ye - powiedział, chociaż dalej nie miał pojęcia co to znaczy. Z pokoju obok usłyszał chrapnięcie swojej siostry. Podszedł do okna, klęknął i ściskając sztylet patrzył w niebo.
Oglądał gwiazdy, każdą po kolei. Układały się w różne wzory, lecz diametralnie różne od tych, o jakich się mówi: małych i dużych wozach czy innych lwach.
Głos w jego głowie powiedział: "Ładne są, prawda?", na co Mat odparł: "Tak. Ładne. I przypominają mi Martynę...". Odpowiedziano mu "Zapomnij o niej. Zabij ją. I jego. Zabij!". "Czy to... ja?" - pomyślał chłopak, po czym wbił sobie sztylet w serce.

Krzyk musiał obudzić wszystkich w okolicy. Mat usiadł na łóżku, przyciskając rękę do serca. Zobaczył, że jest widno. To sen, to na pewno sen... Jeszcze jeden...
"Czy jesteś pewien, że to był sen?"
Chłopak zignorował głos, wstał i spojrzał na zegarek. Siedemnasta dwadzieścia. Czyli spał siedem godzin. Odłożył sztylet na biurko, zjadł ostatnią drożdżówkę i trzy paski czekolady. Otworzył piwo, usiadł i zaczął powoli pić. Obrócił się do okna i zobaczył...

Obrócił się do okna i z wrażenia wylał piwo. Zobaczył Martynę idącą wraz ze swym chłopakiem. Zwykły spacer? Czy też raczej próba taku na niego? Schował sztylet do kieszeni, wyszedł z pokoju. Chwycił łopatę stojącą przy tylnym wyjściu i wystawił ją na zewnątrz.
Włączył telewizor.
Brak sygnału.

Usłyszał pukanie. Czemu nie dzwonienie? Poszedł otworzyć. W drzwiach zobaczył Martynę. Samą.
- Cześć - przywitała się.
- Wchodź, wchodź. Idź do ogródka, ja tylko wezmę piwo z lodówki i do ciebie dołączę - i ruszył w stronę kuchni.
Martyna poszła w przeciwną stronę. Zobaczyła ucięty przewód elektryczny.
Ucięty przewód antenowy.
Ucięty kabel telefoniczny.
Na ścianie pokoju Mata zobaczyła napisy "Zabij.". Nie widziała ich tam nigdy wcześniej.
- Mat? - Powiedziała i weszła do pokoju byłego chłopaka.
"Zabij. Zabij. Zabij. Zabij ją. Zabij go. Zabij ich. Zabij. Zabij. Zabij."
- Mat! - Powtórzyła, po czym wyszła z pokoju i skierowała się w stronę tylnego wyjścia. Drzwi były otwarte. Przeszła przez nie.
Pierwszy cios ugodził ją w kostkę, drugi w kolano. Krzyknęła. Najgłośniej jak potrafiła.
- Martyna! - usłyszała krzyk swojego chłopaka. - Gdzie jesteś?
Miała zamiar odpowiedzieć, lecz Mat jej to uniemożliwił, brutalnie chwytając ją za twarz. Chłopak skierował jej twarz w dół i zobaczyła swoją przeciętą w dwóch miejscach nogę. Następnie podnióśł jej głowę z powrotem i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Nie powiedział ani słowa.
- Martyna!
Zdąży? Czy nie zdąży?
W tym momencie Mat ją puścił i zobaczyła, co trzyma w prawej dłoni.
Łopata.
Otrzymała cios w kolano drugiej nogi. Przewróciła się.
- Ratunku! - wrzasnęła. - Michał, ratuj!
Mat uśmiechnął się obrzydliwie i wrócił w okolice drzwi. Michał na pewno go tam nie zobaczy. Jak tylko tu podejdzie...
Trzask! Nie zdążyła ostrzec swojego chłopaka. Obecnie leżał pod drzwiami ze zdruzgotanym kolanem. Mat uśmiechnął się krzywo, po czym odrzucił łopatę i wyciągnął z kieszeni sztylet.
"Zabij go. Zabij ją. Zabij ich."
- A co niby robię? - odpowiedział na głos, po czym wbił sztylet w serce Michała. Zbliżył się do dziewczyny. Klęknął i roześmiał się szatańskim śmiechem. Po chwili uspokoił się i zapytał:
- I co mi teraz powiesz? No? - Odpowiedzią było splunięcie w twarz. - Więc... - uśmiechną się z perwersyjną przyjemnością - wolisz umierać szybko czy długo? - Martyna znowu nic nie powiedziała. - No jak chcesz - powiedział i chwycił mocniej sztylet. Zaczął rozcinać jej ubranie od brzucha w górę. Nie robił tego zbyt delikatnie: razem z ubraniem ciął skórę. Dziewczyna zaczęła krzyczeć.
- Masz dość?
Nie doczekał się odpowiedzi. Teraz ciął lewą nogę, chwilę później prawą. Na zmianę.
- I co? Dalej udajesz bohaterkę?
- M... Mattt...
- Niech ci będzie - odpowiedział. - Żegnaj.
Wbił sztylet w jej serce.
Koniec.
Koniec?
"Koniec..."
"Nie ma końca."
Podszedł do lodówki. Nie było w środku piwa.
Sa souvraya niende misain ye.
I’m my own enemy.
Zagubiłem się we własnym umyśle.
Jestem swoim własnym przeciwnikiem.
Prawda dotarła do jego umysłu, brutalnie przedzierając się przez wszystkie myśli. Uderzała jak młot, z przerażającą celnością i jednaką siłą.
Chory.
Szalony.
Schizofrenik.
Przypomniał sobie ostatni wers "Downfall".
Settled down I’m done with the trip to my kingdom come.
Osiedlony, zakończyłem podróż do własnego świata.
Wbił sztylet w serce. Swoje serce.
15 stycznia 2008
Niezłe, przyjemnie się czyta, bez żadnych postojów. Może za dużo tu Childrenków i motyw ze zdradą taki już przewałkowany setki razy ^^ Jedyne czego mogę się czepić - to to, że walka niezbyt dynamiczna. A, wiem że jestem upierdliwy, ale wokal Alexiego to nie growl ;D
brak zdjęcia

(34)

15 stycznia 2008
Wiem, że to nie growl. Ale napiszę scream to wyjdzie że CoB to screamo i co wtedy? :P Wiem, że jest wałkowany - to opowiadanie to niejako hołd dla Kinga i jego opowiadania. A Childreni idealnie nastrojem pasują i mi do przerysowanego, fanatycznego bohatera pasowali - wszechobecne odwołania do CoB i Koła Czasu. A poza tym, to nie miała być walka, ale... wymierzenie kary :P
16 stycznia 2008
Ale tak czy owak wyszła walka :PP
brak zdjęcia

(34)

16 stycznia 2008
No nie wyszła, bo nie ma żadnego ataku ze strony MArtyny ani jej chłopaka :P