Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobnik | treść posta |
---|---|
28 kwietnia 2008 Zawiera sceny przemocy i wulgarny język. Na własną odpowiedzialność.
Bo nie każdy ***** … Bezimienni przechodnie snuli się powoli, jak wieczorna mgła. Lubił obserwować innych. Zawsze zastanawiał się, co nimi kieruje. Po co oni się tak spieszą? Dokąd idą? Kim są? Nigdy nie obchodzili go tak „dokładnie”. Nie miał zamiaru się z nimi zapoznawać, a już broń boże, troszczyć się o nich. Po prostu rozmyślał, co nimi kieruje. Co daje im siłę i powód do dalszego działania, podczas, gdy on nie widzi celu. Żył już trochę, jednak całe jego życie było takie… no właśnie … takie z dnia na dzień: brak celu, brak sensu. Zapalił papierosa. Smak dymu wypełnił mu usta. Tak, mentolowe są najlepsze. Zdecydowanie najlepsze, tylko, że niektórzy po prostu nie potrafią tego dostrzec. Kiedyś ktoś zarzucił mu, że powinien rzucić palenie, „bo to go kiedyś zabije”. No i dobrze. Przynajmniej umrze na jakiegoś porządnego raka, a nie zostanie np.: rozjechany przez jakiś pojazd. Każdy ***** może zostać rozjechany przez taki samochód, a rak; rak to już coś. Albo syf. O, nieuleczalny syfilis to dopiero była przyczyna śmierci. Iście królewska, można by rzec. Bo przecież teraz już by pracować w ***** u trzeba przechodzić okresowe badania lekarskie. A nie każdy ma odwagę, by znaleźć sobie odpowiednią ofiarę w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. I umiejętności też nie każdy posiada. A gwałt stwarzał doskonałą okazję do przemyśleń na temat celów w życiu. Może miłość. A cóż to za twór? Imaginacja, konfabulacja dotycząca wykorzystywania, chemiczny proces w organizmie? A może religia? To nie lepiej się zjednoczyć z Bogiem już od razu? W tym akurat chętnie pomagał swoim nieświadomym celom filozoficznym. Co nie zmieniało faktu, że sam swojego celu nie miał. Dymek, rozmyślenia, gwałt. Tak wyglądało jego codzień. Ot, typowe codzień filozofa. Nikt nie robił z nim wywiadów, nie pisano o nim książek. Sam umiał pisać, ale za ujmę na honorze uważał pisanie o swoich dokonaniach. Bo każdy ***** może to zrobić, a żeby ktoś ci napisał biografię, to dopiero musisz być kimś. Żeby chociaż być jak Forrest Gump i nie wiedzieć o istnieniu czegoś takiego jak cel życia. Ale i tego mieć nie mógł. Wzruszył ramionami, jego rozważania po raz tysiąc pięćset siedemdziesiąty trzeci zatrzymały się w tym samym punkcie i nic nie wskazywało na to, by tym razem coś miało ruszyć dalej. Wyszedł z bramy, potarł się dłonią po głowie i przebiegł przez ulicę. Namacał w kieszeni paczkę durexów i odświeżacz do ust i pewien siebie poszedł w kierunku slumsów. Może dzisiaj mała odmiana? Tak dla zabawy, tak, dla zabawy. Gdy dotarł do celu było już prawie ciemno, dobrze. Nie musiał długo szukać. W jednym z brudnych, ciemnych zaułków tej brzydkiej, jednak zdecydowanie najciekawszej dzielnicy, ktoś posuwał jakąś dziwkę. Dzisiejsze wielkie miasta przypominają supermarkety. Czego byś nie szukał i tak znajdziesz. Poczekał, aż skończą. Nie spieszyło mu się. Szczęśliwi czasu nie liczą. Gdy wreszcie szanowna ekspedientka dostarczyła swemu klientowi wszystkiego, czego potrzebował, mógł zaczynać. Dziewczyna ubrała się i powoli szła w kierunku drugiego wylotu uliczki. Na całej długości tego ciasnego tworu urbanizacji znajdowała się tylko jedna czerwona latarnia i w jej świetle widział kurtyzanę dokładnie. Była młodą, niewysoką blondynką. Chociaż był pewien, że to była tylko peruka, to jednak pasowała do niej. Powoli zbliżał się do swej ofiary. Ech, prezerwatywy to cudowny wynalazek medycyny. Wyciągnął jedną. Nie miał zielnego pojęcia, czy to wypali, ale warto było spróbować. Szybko, choć nie tak szybko, jakby tego chciał naciągnął prezerwatywę dziewczynie na głowę. Dziś spróbujemy medycyny niekonwencjonalnej. Zaczęła wierzgać jak zarzynana antylopa, dokładnie tak samo. Tak samo bezskutecznie. To zdumiewające ile człowiek ma siły, gdy patrzy w oczy śmierci. Z tego wszystkiego aż się spocił. Jeszcze jedno wierzgnięcie. Koniec. Już po wszystkim. No nieźle, załatwił tę sukę, nie każdy ***** tak potrafi. Rozpiął rozporek, zdjął spodnie i majtki. Dziewczynę rozebrał – odpadły jej sztuczne włosy pod pachą – i zaczął żywo spełniać rozrodcze zapędy na ciele eks-prostytutki. Zastanawiał się, ilu mogła już zaliczyć. Ilu robiła dziennie. Ilu smutnym panom w kostnicy spodoba się na tyle, że wprawią kości i ścięgna w ruch. Chociaż to co najważniejsze, i tak ma „napęd” hydrauliczny. He, he, dobrze, że nie trzeba go kitować. Gdy zrobił już swoje, włożył dziewczynie do pochwy odświeżacz do ust. Oczywiście w taki sposób, by przycisk powodujący wytrysk substancji zapachowych był ciągle wciśnięty. Upewnił się, że prezerwatywa na głowie dobrze leży i nie powstała żadna perforacja, włożył jej następnie majtki. Ale spódniczkę zabrał sobie na pamiątkę. Jego kolekcja trofeów stale powiększała się i liczyła już ponad 100 sztuk. Suk, znaczy się. Spojrzał w górę, ale jakąkolwiek orientację w czasie lub przestrzeni po gwiazdach uniemożliwiały chmury. Przeklinając je i grożąc zgwałceniem, pomaszerował do główniejszej ulicy, gdzie zobaczył zegar. Była już 20.30. Mama się zezłości, bo spóźni się na kolacje. I nie będzie mógł obejrzeć bajki na dobranoc, a dziś przecież Pulp Fiction leci. Wydał z siebie szloch i poszedł szybkim krokiem w stronę domu. Gdy już wdrapał się na czwarte piętro, zgodnie z przewidywaniami mama na niego nakrzyczała, wyzywając od niewdzięczników, włóczęg i niehigienicznych pajaców. Obiad jednak dostał, ale nie mógł oglądać telewizji. Gdy ciepły kapuśniak wylądował na stole, mama usiadła naprzeciw niego i zaczęła swój codzienny wywiad: - No i jak, syneczku, dziś w pracy było? - Nikt dziś nie sprawiał problemów. Nawet nikt nie zwracał mi uwagi, że za nisko kopię, mamusiu. - No, pamiętaj, za nieróbstwo nie dostaniesz obiadu! - Przepraszaaaaaam – rozpłakał się. – Więcej nie będęęęęęęę… I zrobił to. Wbił widelec w oko swojej mamy. Głęboko, w mózg. Ach, fantastyczna maź spłynęła po jej twarzy. Nawet nie krzyknęła. Wstał od stołu i poszedł do pokoju telewizyjnego, by zanurzyć się w arcydziele Tarantino. |
|