Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobnik | treść posta |
---|---|
23 grudnia 2008 Jest coś, w co wierzą wszyscy ziemscy ludzie bez wyjątku. To śmierć! Każdy jest przekonany, że śmierć nadejdzie. Jest to jeden z niewielu faktów, z którym nie łączą się żadne spory ani wątpliwości.
Chociaż wszyscy ziemscy ludzie już od najmłodszych lat liczą się z tym, że muszą kiedyś umrzeć, to i tak większość z nich nie dopuszcza do siebie myśli o tym. Wielu z nich nawet irytuje się, jeżeli w ich obecności przypadkiem zejdą rozmowy na ten temat. Inni znów z lękiem omijają cmentarze, unikają pogrzebów i starają się szybko pozbawić doznań związanych z napotkaniem konduktu pogrzebowego. W dodatku ciągle dręczy ich ukryty strach przed niespodziewanym nadejściem śmierci. Nieokreślona obawa powstrzymuje ich od poważnego potraktowania owej nieodwracalnej rzeczywistości. Trudno znaleźć jeszcze coś, co byłoby tak nieuniknione, a jednocześnie w myślach tak odkładane na bok, jak śmierć. A przecież oprócz narodzin nie ma w ziemskim życiu bardziej ważnego procesu niż śmierć. Jak bardzo rzuca się w oczy niechęć człowieka ziemskiego do rozważań na temat właśnie początku i końca swego pobytu na ziemi. Rzeczom zaś mało ważnym lub wręcz błahym stara się nadać głęboki sens. Człowiek ziemski bada i stara się dociec raczej do wszystkiego, co dzieje się w okresie między narodzeniem, a śmiercią, niż do spraw mogących przynieść jemu wyjaśnienie wszelkich zagadnień – spraw związanych z początkiem i końcem swojego ziemskiego życia. Śmierć i narodziny są ściśle połączone, ponieważ jedno jest wynikiem drugiego. Jak mało powagi człowiek ziemski nadaje już samemu aktowi płodzenia! Z nadawaniem temu procesowi ludzkiego dostojeństwa można się spotkać tylko w nielicznych wypadkach. Ludzie ziemscy podczas owego procesu z upodobaniem sami siebie stawiają na poziomie zwierząt, lecz niewinności zwierząt nie potrafią przy tym dochować. W ten sposób schodzą pod ich poziom, albowiem zwierzęta postępują zawsze zgodnie z zajmowanym przez nich stopniem w stworzeniu. Człowiek ziemski jednak nie potrafi lub też nie chce pozostać na stopniu, który jemu przysługuje. Schodzi coraz niżej i potem jest bardzo zdziwiony, kiedy widzi, że pod różnymi względami ludzkość zmierza nieustannie w dół. Już wszystkie tradycje związane z weselem zmierzają do tego, aby małżeństwo traktować jak sprawę tylko i wyłącznie ziemską. W wielu wypadkach dochodzi wszystko tak daleko, że poważni ludzie odwracają się ze wstrętem od szczegółów, które niewątpliwie dotyczą tylko kontaktu ziemskiego. Wesela bardzo często zmieniają się wręcz w orgie handlarzy. Wszyscy rodzice, którzy posiadają świadomość swojej wielkiej odpowiedzialności, powinni w najbardziej surowy sposób zabronić swoim ziemskim dzieciom brania w nich udziału. Chłopcy i dziewczyny, którzy przy zwyczajach i aluzjach towarzyszących tradycyjnym weselom nie odczuwają w swych wnętrzach budzącego się wstrętu i raczej nie odejdą świadomi własnej odpowiedzialności za swoje zachowanie i postępowanie, znajdują się już tak czy owak na tak samo niskim poziomie. Przy jakimkolwiek ocenianiu nie można ich brać już w rachubę. To tak, jakby także w tym wypadku ludzie ziemscy starali się przy pomocy narkotyku okłamywać sami siebie i udawać, że nie istnieje coś, o czym akurat nie chcą myśleć. Kiedy jednak życie na ziemi opiera się na tak chwiejnych podstawach, co stało się już regułą, to można zrozumieć, że ludzie ziemscy starają się przejść bardzo szybko ponad faktem istnienia śmierci i okłamać samych siebie starając się kurczowo nie myśleć o niej. Fakt odsuwania na bok wszystkich poważniejszych myśli wynika z niskiego stopnia, na którym znajdują się podczas płodzenia. Bliżej nieokreślony strach, który niczym cień towarzyszy człowiekowi podczas całego jego ziemskiego bytu, wynika w większości wypadków z pełnego uświadomienia sobie lekkomyślności i niewłaściwości swojego postępowania, które nie jest godne człowieka samego. Tak więc w końcu, nie mogąc w inny sposób osiągnąć spokoju, pozostanie im tylko kurczowe okłamywanie samych siebie i twierdzenie, że wraz ze śmiercią wszystko się kończy. Ludzie ziemscy potwierdzają tym samym, że są świadomi swych kompleksów i swego tchórzostwa wynikającego z istnienia ewentualnej odpowiedzialności lub trzymają się nadziei, że nie są o wiele gorsi od innych. Lecz wszystkie te fałszywe wyobrażenia nie zmienią nawet w najmniejszym stopniu faktu zbliżania się do nich ziemskiej śmierci. A ona zbliża się z każdym dniem, ba, z każdą godziną! Jakże żałosny widok można często oglądać w ostatnich godzinach wielu ludzi ziemskich, gdy starających się uparcie zaprzeczać istnieniu odpowiedzialności w życiu po śmierci zaczynają nagle dręczyć bojaźliwe pytania. Pytania te są dowodem na to, że nagle przestają wierzyć swym przekonaniom. Lecz potem niezbyt może im to pomóc, ponieważ to znów tylko tchórzostwo pozwoli im przed wykonaniem wielkiego kroku z ziemskiego życia nagle zobaczyć, że życie po śmierci i z nim związana odpowiedzialność są możliwe. Obawa, strach i tchórzostwo, tak samo, jak upór, nie mogą złagodzić lub usunąć koniecznych zwrotnych skutków wszelkiego postępowania. W taki sposób nie może nikt przejrzeć na oczy, a więc uzyskać poznania. Spryt rozumu, tak często wypróbowany podczas ziemskiego życia, jeszcze w ostatnich godzinach przed śmiercią sprawi umierającym ludziom ziemskim ze strachu fatalny kawał. Z powodu zwykłej ostrożności zechce nagle ów spryt szybko uczynić ziemskich ludzi rozumowo pobożnymi. I to w chwili, kiedy odłączanie się dalej żyjącego subtelnomaterialnego człowieka od jego gęstomaterialnego ciała osiągnęło już taki stopień, że życie uczuciowe w tym momencie równe jest sile rozumu, któremu było dotąd siłą podporządkowane. To jednak nic im nie pomoże! Zbiorą to, co w swym ziemskim życiu zasiali myśleniem i postępowaniem. Nawet tego najmniejszego w ten sposób nie zmienią, o naprawie nawet nie wspominając. Zostaną bez możliwości obrony wciągnięci w tryby bezwzględnie działających praw działania zwrotnego, aby w ten sposób przeżyć w subtelnomaterialności wszystkie swoje błędy. Aby więc przeżyć swoje myśli i uczynki, które powstały w wyniku niewłaściwego przekonania. Tacy ziemscy ludzie powinni rzeczywiście obawiać się godziny, w której opuszczą swe ziemskie ciało gęstomaterialne chroniące ich przynajmniej przez pewien czas, niczym wał ochronny, przed wieloma procesami subtelnomaterialnymi. Ów wał ochronny dano im, by za nim, jak za tarczą, mogli w spokoju zmienić się na lepsze lub nawet całkowicie rozwiązać wiele spraw, które bez owej ochrony musiałyby w nich twardo uderzyć. To podwójnie, ba, dziesięciokrotnie smutniejsze, jeżeli ktoś kołysząc się, jak pijany, przebrnie przez miłosiernie darowany jemu czas ziemskiego życia lekkomyślnie okłamując samego siebie. Obawy i strach są więc w wypadku wielu ziemskich ludzi całkiem na miejscu. Zupełnie inaczej wygląda to w wypadku tych, którzy swego ziemskiego życia nie zmarnowali i jeszcze dostatecznie wcześnie, choć może nawet dosyć późno, lecz bynajmniej nie ze strachu i przerażenia, wstąpili na drogę duchowego wzlotu. Swoje poważne poszukiwania zabiorą ze sobą w świat subtelnomaterialny, a tam staną się one dla nich oparciem. Mogą bez obaw i strachu przejść ze świata gęstomaterialnego do subtelnomaterialności, czego zresztą i tak nie można uniknąć, albowiem wszystko doczesne, a więc także ciało gęstomaterialne, musi kiedyś znów zaniknąć. Godzinę owego odejścia mogą tylko powitać z zadowoleniem, ponieważ stanowi ona dla nich z całą pewnością krok naprzód, i to bez względu na przeżycia czekające na nich w świecie subtelnomaterialnym. Jeżeli takich ludzi spotka dobro, to ich uszczęśliwi, a ciężkie przeżycia zostaną im niespodziewanie ułatwione. Chcenie dobra jest w tym wypadku pomocą skuteczniejszą niż kiedykolwiek myśleli. Sam proces śmierci nie jest niczym innym, jak tylko narodzinami w świecie subtelnomaterialnym. Jest podobny do narodzin w gęstomaterialności. Po odłączeniu ciało subtelnomaterialne jest połączone z gęstomaterialnym przez jakiś czas jakby pępowiną, która jest tym słabsza, im lepiej przygotował swojego ducha do pobytu w zaświatach rodzący się w subtelnomaterialności człowiek już w czasie swego ziemskiego bytu. Im bardziej człowiek sam siebie wiązał z ziemią swym chceniem, im bardziej wiązał się z gęstomaterialnością nie chcąc nic wiedzieć o dalszym ciągu życia w subtelnomaterialności, tym mocniejsza staje się w wyniku jego własnego chcenia także owa pępowina, łącząca go z ciałem gęstomaterialnym. Bardziej gęste staje się także jego ciało subtelnomaterialne, które potrzebne jemu jest w świecie subtelnomaterialnym do osłony ducha. Im bardziej wszakże gęste jest jego ciało subtelnomaterialne, tym bardziej staje się według naturalnych praw cięższe, a równocześnie także bardziej ciemne. W wyniku tego, że ciało subtelnomaterialne bardzo upodabnia się i przybliża do wszystkiego, co gęstomaterialne, będzie się ono od ciała gęstomaterialnego bardzo ciężko oddzielać. Taki człowiek oczywiście czuje także ostatnie bóle ciała gęstomaterialnego, jak również cały proces jego gnicia i rozkładu. Również podczas kremacji nie jest nieczuły. Po końcowym odłączeniu się owego sznura łączącego opada taki z ziemią związany człowiek w świecie subtelnomaterialnym aż tam, gdzie okolica posiada gęstość i ciężar identyczny z nim. Tam, w sferze o takim samym ciężarze, spotka się potem także tylko z tymi, którzy myślą tak samo, jak on. To, że warunki bytu będą tam o wiele gorsze niż na ziemi w gęstomaterialności, jest całkiem zrozumiałe, ponieważ w subtelnomaterialności wszelkie uczucia przeżywa się w całości i bez przeszkód. Inaczej to wygląda w wypadku ludzi, którzy do wszystkiego, co szlachetne, zaczęli dążyć już podczas swego ziemskiego życia. U nich odłączenie ciał jest o wiele łatwiejsze, ponieważ mają w sobie żywe przekonanie o kroku w świat subtelnomaterialny. Ciało subtelnomaterialne oraz sznur łączący nie są tak gęste. Do odłączenia dochodzi bardzo szybko, ponieważ różnica pomiędzy nimi, a ciałem gęstomaterialnym jest znaczna. Podczas normalnego umierania takiego człowieka nie można w ogóle mówić o walce ze śmiercią, ponieważ w czasie ostatnich drgawek mięśni ciało subtelnomaterialne już przez dłuższy czas stoi obok ciała gęstomaterialnego. Sznur łączący jest luźny i słaby i nie pozwoli, aby stojący obok subtelnomaterialny człowiek odczuwał jakąkolwiek boleść. Nie może być mostem, po którym boleść przechodziłaby z gęstomaterialności do subtelnomaterialności. Subtelnomaterialne ciało całkowicie wyzwoli się w o wiele krótszym czasie, ponieważ o wiele subtelniejsza materia sznura bardzo szybko uniemożliwi jakikolwiek kontakt pomiędzy obu ciałami. Później ciało to wznosi się wzwyż do sfery, która jest w takim samym stopniu subtelniejsza i lżejsza. Także ten człowiek będzie mógł spotykać się tam tylko z duchami myślącymi tak samo jak on oraz będzie odczuwać pokój i szczęście w życiu bogatym w szlachetne uczucia. Takie lekkie i przejrzyste subtelnomaterialne ciało jawi się naturalnie o wiele bardziej jasne i promienne, aż w końcu osiągnie taką subtelność, która pozwala na przenikanie promieniowania znajdującego się w nim ducha. Ten później całkowicie jasny i promienny wejdzie do duchowości. Niech jednak wszyscy przebywający w pobliżu umierającego wystrzegają się głośnego lamentowania. Zbyt silne przejawianie żalu płynącego z rozłąki może wpłynąć na stojącego niedaleko lub właśnie oddzielającego się subtelnomaterialnego człowieka. Może on usłyszeć lub wyczuć narzekania, a jeżeli obudzi się w nim współczucie lub pragnienie powiedzenia jeszcze kilku słów na pożegnanie, to uczucia te znów mocniej go połączą z ciałem, ponieważ będzie chciał stać się bardziej zrozumiały dla tych, którzy tak boleśnie rozpaczają. Ziemsko zrozumiałym może stać się tylko przy pomocy mózgu. Wynikiem jego dążeń jest jednak ściślejsze połączenie się z ciałem gęstomaterialnym, ponieważ jedno zależne jest od drugiego. Dlatego dopiero co wyzwolone subtelnomaterialne ciało nie tylko ściślej łączy się z ciałem gęstomaterialnym, lecz stojący obok subtelnomaterialny człowiek zostaje także wręcz wciągany z powrotem do gęstomaterialnego ciała. Skutek jest taki, że umierający znowu odczuwa wszystkie boleści, których już przedtem się pozbawił. Gdy nadejdzie czas ponownego odłączenia, to jego przebieg jest o wiele cięższy i może trwać nawet kilka dni. Potem dochodzi do tak zwanych przedłużonych śmiertelnych zmagań, które są naprawdę bolesne i ciężkie dla tego, kto chce się odłączyć. Winę za to ponoszą ziemscy ludzie, którzy swym egoistycznym rozpaczaniem przywołali go z powrotem z jego naturalnej drogi rozwoju. Owo naruszenie normalnego przebiegu stało się przyczyną nowego i na siłę przeprowadzonego połączenia. Wystarczy tylko mała próba koncentracji ze strony umierającego, mająca za cel uczynić się bardziej zrozumiałym, aby tak się stało. Ponowne zerwanie nienaturalnego połączenia nie jest łatwe dla kogoś, kto nie posiada żadnych dotyczących tego doświadczeń. W dodatku nie można jemu pomóc, ponieważ nowego połączenia chciał sam. Odchodzący człowiek może łatwo połączyć się z ciałem gęstomaterialnym, dopóki to jeszcze całkiem nie wystygło i dopóki istnieje sznur łączący, a ten zanika często dopiero po kilku tygodniach. Są to więc dla odchodzącego całkiem zbyteczne cierpienia. Wszyscy ci, którzy rozpaczają wokół łoża umierającego, postępują okrutnie i bezwzględnie. Dlatego w pokoju, w którym ktoś umiera, powinien panować absolutny spokój. Niech zapanuje tam powaga odpowiadająca tej tak ważnej chwili! Osoby, które nie potrafią się opanować, powinny zostać wyprowadzone choćby przemocą, nawet jeżeli chodzi o najbliższych członków rodziny. |
|