społeczeństwo - życie - Jak narkotyki zniszczyły mi życie!
 
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobniktreść posta
Jak narkotyki  zniszczyły mi życie! 26 czerwca 2010
Opiszę swoją krótką historię, nie wiem po co, nie wiem dla kogo, ot tak sobie, żeby mi ulżyło? Chyba nie, bo chyba już mi nigdy nie ulży! Mam wrażenie że będę z tym piętnem żył do końca życia!!!
Kiedyś byłem wesołym chłopakiem, ale to było dawno temu. Skończyło to się jakieś 13 lat temu! Miałem pełno znajomych i chyba było ogólnie dobrze. Nadszedł czas że otwarłem swój własny interes. Było na początku ciężko, ale jakoś szło do przodu i interes kwitł, jako tako ale powoli się rozwijał. Niestety, po jakimś czasie zacząłem być bardzo zmęczony(chyba tą pracą od rana do wieczora?), a lubiłem z kumplami wyjechać co jakiś czas na dyskotekę i tu zaczynał się chyba ten etap? Coraz częściej, że tak powiem chciałem wracać do domu już koło 24h lub koło 1 nad ranem, bo już nie dawałem rady :( Pić nie mogłem, bo przeważnie ja prowadziłem, a nie mówię, żeby się jakoś zabawić, poznać dziewczynę, potrzebowałem dla odwagi jakiegoś drinka. Kupiłem sobie fajne auto na tamte czasy, nie będę wymieniał ani jakie, ani imion, ponieważ chce być anonimowy. W każdym razie były tylko 2 takie w mieście, a trzeba zważyć, że to nie teraźniejsze czasy, że każdy ma samochód. 13 lat temu Fiat 126p to był często szczyt marzeń(jak to się szybko zmieniło), ale wracając do tematu, znajomych oczywiście przybyło w zastraszającym tempie. Mi chyba w głowie też się trochę popieprzyło, ale ogólnie zawsze jak ktoś mnie nie znał, to wypowiadał się negatywnie o mnie, jednak jak mnie poznał, to mówił, że mysłał iż jestem zarozumiały itp., a tu się okazuje że jestem OK. Teraz z perspektywy czasu, co mi z tego? Jak pisałem, byłem coraz bardziej zmęczony, poznałem fajną dziewczynę i nie miałem siły z nią rozmawiać(a co tu jeszcze mówić o imprezach z nią), bo tak mi zmęczenie dawało we znaki! Zacząłem się skarżyć kolegą, „że też nie ma czegoś takiego na zmęczenie…” no i kolega mówi, że jest coś takiego! Powiem tylko, że 14, 13 lat temu narkotyki dopiero do nas wchodziły i tak naprawdę, nawet policja jak zatrzymała kogoś kompletnie na ***** nego za kierownicą, to nie bardzo wiedziała co jest grane, gość wygląda jak pijany, a alkomat krzyczy 0,00, głupieli, bo nikt nie wiedział do końca co to narkotyki. No i zaprowadził mnie do kogoś, co sprzedał mi w jakieś kopercie coś, co nie wiedziałem do końca co to jest. Była to jakaś kreska, tak to nazywali czegoś tam. Wziąłem i mówię nic, choć oni już ze mnie się śmiali, że jak nic jak gadam jak najęty? Może, jak jakoś tego nie czułem. Pojechałem z tą dziewczyną na imprezkę, niestety było tragicznie, zaczął mnie boleć żołądek itd. Itp. Nie wiem czy było warto. Poskarżyłem się znajomym, że było fatalnie i usłyszałem „eee za mało wziąłeś” (kiedyś byłem wrogiem narkotyków jak jasna cholera! Teraz też, ale są chyba inne czasy? Teraz się dziwię, jak ja w to ***** o wdepnąłem?). No to luz, następnym razem wziąłem więcej i było chyba lepiej. Powiem szczerze, że na początku naprawdę było ***** iście, ***** iście się bawiłem w ogóle było ***** iście, bawiło człowieka” ej na tym jest fajnie, słyszysz co mowią o tobie na drugim końcu sali… przez ½ roku, aż ***** pewnego pięknego dnia, policja zwinęła mnie za dilerkę! Mnie! Jeszcze w to nie wierzyłem, aż wylądowałem w pierdlu! Tam, co za ***** pech, jeszcze nie wiadomo kto, puścił w obieg wiadomość, że jestem kapusiem!!! ***** przeszedłem tam piekło! Codziennie słyszałem jak mnie zabiją, miałem tak prze ***** , że nikomu nie życzę tylko nie wiedziałem za co? Jak się potem okazało, że nikogo nie ***** em! I co z tego? Tak się zaczęło rycie mojej puszki!!! Co mi po tym, że mnie przepraszano? Nikt mi tych wspomnień nie zabierze, tego ***** go koszmaru!!! Cóż później szło z górki, straciłem swój sklep. Codziennie słyszałem „to tu ten gość co sprzedawał narkotyki!” Tak dziwne, ponoć miałem je od cholery za kafelkami, ale jakoś nikt nic nie znalazł, bo moje dilowanie to było, jak jechałem załatwić coś dla siebie, to przy okazji wziąłem dla kolegów i miałem ***** kolegów, że trafiłem za to do pierdla! A później straciłem sklep, na który ciężko ***** em. Niestety, obiecałem sobie skończyć z narkotykami jak siedziałem… rzeczywistość okazała się jednak bardziej bolesna! Jak wyszedłem trafiłem na innych znajomych(właściwie to byłem ***** bohaterem?) co za kraj, za to że posiedzisz wszyscy mnie szanowali… no comment. I znowu za ***** em kreskę, potem następną i następną. Brałem wszystko co było wtedy, amfe, LSD. Jak pisałem znowu dobrze się bawiłem, ze wszystkiego robiłem sobie labe, niestety mam słaby charakter. Poznawałem dziewczyny, a one się bawiły mną, aż do momentu kiedy się zakochałem i to cholernie, a ona mnie zostawiła, bo właściwie to zawsze "miałem szczęście"(przenośnia) do dziewczyn tak trwa do dziś i już nie daję rady :( Niestety, potem załapałem tak zwaną schize, zacząłem na każdym kroku słyszeć co ludzie o mnie mówią, jak się na mnie patrzą, jak mnie obgadują. Najgorzej, że tak było, z początku tak mi się wydawało, jednak potem okazało się że to prawda(dla normalnego człowieka, co z tego, a bo to tylko o mnie?) niestety ja zacząłem się tym przejmować i to cholernie, nawet odbierałem sobie życie… zresztą bo to raz. Powiem szczerze, że ciężko to w ogóle opisać co się dzieje w głowie jak i tą historię która trwała 11 lat!!! Nie potrafię opisać jakimi pierdołami zacząłem się przejmować, po prostu to były śmieszne rzeczy, którymi normalny człowiek by się nie przejmował! Akurat to co ludziom się dzieje w głowach, lepiej opowiada gość który również brał i opowiada różne prawdziwe historie, mam to na CD wystarczy wpisać to w Google „bodek o narkotykach”
To szczera i bolesna prawda, jak to słucham to tak jakbym słuchał o swoim życiu!
Nie wiem, wkręcałem sobie do głowy takie rzeczy, że aż mi się ***** ało w głowie. Znajomi zaczęli się ode mnie odwracać, a ja każdego dnia modliłem się do Boga, by mi pomógł z tego wyjść i wychodziłem z domu, wracałem do niego znowu z płaczem, bo znowu wziąłem, jak nie LSD, to amfe to tabes, to zapaliłem ziółko z kolegami tak w kółko do znudzenia. Zaczęły się wróżki, czy coś się zmieni w moim życiu, czy ułożę sobie życie, niby tak, mam tylko z tym skończyć! Ale jak? Jak ja się trzęsę na sam widok dragów! Wystarczyło, że ktoś rzucił temat „palimy coś?” to ja już tym tematem samym byłem na ***** ny! Trwało tak 11 lat, brałem, płakałem, obiecałem że nigdy więcej, a i tak brałem i tak tkwiłem w tym ***** ie bez pracy i coraz mniejszym kręgu znajomych. Inni układali sobie życie, a ja tkwiłem w tym ***** ie po uszy. Postanowiłem zacząć studiować, myślałem że coś tym osiągnę, że uwierzę w siebie, że wyjdę z tego bagna, że odbiję się od dna, że to mnie dowartościuje. Niestety, miałem taką schize, że nic mnie nie cieszyło. Przestałem totalnie wierzyć w siebie. Przestałem ufać komukolwiek! Zacząłem nienawidzić siebie, a co za tym idzie i wszystkich ludzi! Każdego dnia było coraz gorzej! Straciłem wszystko w co wierzyłem i co miałem! Straciłem wiarę i sens życia.!!! Aż naprawdę pewnego dnia powiedziałem DOŚĆ! Muszę coś z tym zrobić! Zerwałem wszystkie kontakty ze znajomymi (bo chyba taka była jedyna droga by z tego wyjść?) i się udało, nie biorę od 2 lat! Tylko co z tego? Jak dziury w głowie pozostały! Nie potrafię się odnaleźć w tym prawdziwym świecie? Kiedyś zanim zacząłem brać , miałem przyjaciół. Niestety z jednym z nich się pokłóciłem o pierdół i tak trwało to tyle lat! Kolega dorobił się fortuny, podczas kiedy ja wciągałem się ***** a! On pociągnął za sobą swoich i moich przyjaciół, są kimś… a ja? Myslałem, że nigdy nigdy do niego się nie odezwę, że nigdy u niego nie będę pracować, bo myślałem, że… bałem się go, że mnie nie nawidzi(jak widać wciąż żyję w innym świecie ) W końcu ugiąłem się przed nim i go przeprosiłem, wybaczył mi? Okaże się kiedyś. Teraz u niego pracuje, jak syn marnotrawny, wszyscy mi plują w twarz na firmie, a ja z uśmiechem się obcieram. Tak mi przyszło, sam sobie wykułem ten los i niestety dalej w siebie nie wierze, nie potrafię chyba dłużej tak żyć. Straciłem prawdziwych przyjaciół! Wszyscy się ode mnie odwrócili! Bez przesady od 2 lat nie wychodzę z domu, bo nie mam z kim. Nie mam przyjaciół, nie mam dziewczyny. Ale sobie pasztet zgotowałem! Dalej nie nawidzę siebie, nie potrafię wybaczyć sobie tego co zrobiłem w moim życiu! Byłem kimś, jestem nikim i nie potrafię z tym żyć. Pewnie na moją sytuację ma fakt, że siedzę wciąż w domu, nie mam z kim pogadać, z kim napić się piwa. Wydaje mi się, że tak już zostanie moje życie, że dalej wszyscy będą mi pluć w twarz na firmie i w życiu! Tak spieprzyłem właśnie swoje życie! I spędzę je w samotności. Każdy co mnie zna, myśli że jestem twardy, bo zerwałem z tym ***** em, każdy mówi mi że jestem w porządku, ale na tym się kończy! Zero znajomych, zero dziewczyn. Ostatnio zakochałem się po latach, gdy przestałem już wierzyć, że spotkam „ją” i co? Jak zawsze w moim życiu, było tak pięknie, mówiła „nigdy ci nie zrobię tego co inne dziewczyny…” po czym mnie zostawiła, bo powiedziała, że nie jest gotowa do związku, a poza tym kocha kogoś innego! Nie nie żaliłem jej się, było raczej romantycznie i zabawnie! Ale ***** moje życie przez te ***** narkotyki stało się przeklęte!!!!!!!!! Nie wiem dla kogo to pisałem, po prostu musiałem to wywalić z siebie! Ale czy jest mi lżej? Chyba nie, padłem i nie potrafię się podnieść i chyba już nigdy się nie podniosę… Powoli dochodzi do tego, że już nie potrafię rozmawiać z ludźmi, nie wiem o czym, moje życie to wielkie GÓWNO, nawet zabić się nie potrafię!
Staram się czasem zbliżyć do „starych znajomych”, niestety gdy się do nich zbliżam, potrafię się tylko uśmiechać, a nie wiem co mam powiedzieć, pustka w głowie! Komuś może się wydawać, ze to pewnie dlatego, że wciąż się żalę, ale niestety zaskoczę tych co tak myślą, raczej wszyscy się dziwią „ty wciąż się uśmiechasz…” a ja już powoli nie mam nawet siły się uśmiechać jak widzę swoje po ***** życie, chociaż nikomu staram się tego nie okazywać! Staram się mieć przysłowiowego banana na ryju, pogwizdywać, czasem czymś śmiesznym „zabłysnąć”, tylko problem, że tak jak było, tak jest, czyli wielkie G*, zaczynam coraz bardziej siebie nienawidzić, chciałbym ułożyć sobie życie, wreszcie się zakochać, ale nie wiem jak to zrobić, mam jakieś ***** klapki na oczach i nie potrafię nikomu zaufać! Ludziom, bo mnie wykorzystają i dziewczyną w sumie też! Po prostu zamykam się w sobie! I coraz bardziej się nienawidzę. Ile można robić dobrą minę do złej gry? Ile można tak żyć? Czy jak kiedyś powstanę? Czy kiedyś się odnajdę? Czy kiedyś wrócę do „rzeczywistości”? Czy kiedyś się w końcu zakocham ze wzajemnością??????????????
zniszczony