Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać nowe tematy, komentarze.
Zaloguj się lub zarejestruj się aby dodawać wypowiedzi.
osobnik | treść posta |
---|---|
4 września 2006 Bardzo kontrowersyjny temat jednak naprawde warty uwagi... nie czytalem ksiażki, jednak ogladalem film Rona Howarda o tym samym tutule z Tomem Hanksem w roli głównej... Film mi się podobał mimo drażliwej tematyce, a wy co sądzicie?
|
|
5 września 2006 Film? jest do dupy, nudny i przewidywalny. Ksiażki nie czytałem, ale interesuję się od dawna róznymi rzeczami, o których sie w kościele nie usłyszy. Moim zdaniem film więcej zaszkodził ruchom heretyckim i "podziemiu religijnemu" niż pomógł. "Naogladał się Koda" - tak sie ironicznie kwituje każdy temat zwiazany z wczesnym chrześcijaństwem i np. Maria Magdaleną.
|
|
24 października 2006 Książkę czytałem, ogladałem też film - książka jest super - gorzej z filmem. Bardzo fajny kryminałek i nic poza tym - a cały szum wokół książki i filmu - to tylko nagonka, która miała na celu nagonić klientów.
|
|
25 października 2006 Mnie sie książka bardzo podobała, facet co to pisał musiał mieć naprawde mózg żeby to wszytskoe wymyślić! Ksiązka super, filmu nie widziłam niestety.
|
|
26 października 2006 Moim zdaniem ta książka nie jas dla katolików.
|
|
26 października 2006 Filmu nie widziałam, ale jestem w trakcie (od dłuższego czasu zresztą) czytania książki o takim właśnie tytule.
Wg. mnie nie ma w tej powieści nic złęgo. Jeżeli ktoś posiada mocną wiare w Boga i wie w co wierzy nic mu sie nie stanie po jej przeczytaniu. Jak ktoś sam nie wie czego chce od życia to znowu ta książka nic gorszego już mu nie zrobi. Sądze, że trzeba do niej po prostu odpowiednio podejść :) |
|
29 października 2006 Książkę tę dobrą może nazwać tylko ktoś, kto naprawdę niewiele czyta. Zaprzeczenia, nielogiczności, nie mówiąc o przeinaczaniu faktów historycznych i zwykłych przekłamaniach. Brown to nie jest ani w 25% Ludlum, Grisham, czy nawet Forsyth. Zresztą wystarczy przytoczyć fragment jakiejkolwiek recenzji spoza Stanów Zjednoczonych, np. ta, z londyńskiego „Times’a”:
„ŚWIĘTA FARSA” (The Times, Londyn) Peter Millar 21 czerwca 2003 "Jest coś w odkryciach archeologicznych, w opowieściach o relikwiach, ikonografii mistycznej, co pozwala, by typowe legendy o broni i nabojach przemieniły się w prawdziwe historie z kręgów magii i tajemnicy. Korzysta z tego powieść, która zaczyna się dziwnym morderstwem w Luwrze, opisująca Leonarda da Vinci i Izaaka Newton jako przywódców tajnej organizacji ukrywającej Świętego Graala i prawdę o Chrystusie. Sprawia, że jeżą się włosy i jakby wzbudza rodzaj wiary w samego wydawcę. Ta książka to bez wątpienia najgłupszy, bezsensowny, prostacki, stereotypowy, niedoinformowany, nieuporządkowany przykład pulp-fiction jaki czytałem. Jest już nagannym, że Brown omamia czytelnika teoriami New Age, przemieszanymi z Graalem i Marią Magdaleną, z Templariuszami, Zakonem Syjonu, Różokrzyżowcami, kultem Isis itp. Ale w dodatku zrobił to tak źle! Na początku powieści znajdujemy jeden z przykładów. Bohaterka Sophie, francuska policjantka, ekspertka kryptografii, opowiada, że jej dziadek wyznał jej, że „w cudowny sposób” 62 słowa mogły wywodzić się od angielskiego słowa „planets”. „Sophie spędziła dwa dni ślęcząc nad słownikiem języka angielskiego, aż znalazła je wszystkie”. Nie jestem kryptografem, ale doszedłem do 86 słów w 30 minut. Nie zaskakuje więc, że Sophie i jej partner, Amerykanin, są zupełnie zdezorientowani napotykając tekst, który wydaje im się być napisanym w jakimś języku semickim. W końcu okazuje się, że jest to lustrzane odbicie tekstu angielskiego. To byłoby bez znaczenia, gdyby nie fakt, że cała akcja opiera się na poszukiwaniu skarbu, do którego prowadzą właśnie te wskazówki. Całe wieki mijają, na przykład, zanim dojdą do tego, że imię bohaterki Sophie pochodzi od słowa „sofia”, które oznacza „mądrość”. Oprócz łamigłówek książka składa się z kłamliwych idei, fałszów i opisów wziętych prosto z turystycznych przewodników. Zaskakujące jest, że Brownowi wydaje się, że trudno jest wykonać rozmowę międzynarodową przy użyciu francuskiego telefonu komórkowego, że Interpol rejestruje każdej nocy tych, co nocują w paryskich hotelach, że ktoś w Scotland Yard odbierając telefon odpowiada: „tu londyńska policja”, że angielski jest językiem nie mającym żadnych korzeni łacińskich, a Anglia jest krajem, gdzie ciągle pada (ok, tu niewiele się pomylił). Jakby tego było mało, angielski bohater, sir Leigh Teabing jest karykaturą Hojna Gielguda, którego hasłem bezpieczeństwa było zapytanie wszystkich, jaką chcieliby pić herbatę. Prawidłowa odpowiedź – co za dziwactwo... – to „Earl Grey z mlekiem i cytryną”. Rozwiązanie tajemnicy zupełnie nie satysfakcjonuje. Członkowie Opus Dei i Watykan, opisani w książce w oszczerczy sposób, wychodzą z wszystkiego zwycięsko (pewnie ze strachu przed pozwem do sądu). Wydawcy Browna otrzymali sporo pochwał, ale od autorów piszących scenariusze dla trzeciorzędnych amerykańskich filmów kryminalnych. Prawdopodobnie dlatego, że wyobrazili sobie, iż napisane przez nich książki w takim świetle uznane zostaną za arcydzieła." |
|
17 listopada 2006 Nie oglądałem i nie czytam filmów i książek nie zgodnych albo podważających naszą wiarę.
Każdy kto czyta,ogląda kontrowersyjne publikacje --szuka odpowiedzi a może jest inaczej, ja jestem pewny swej wiary i głupot nie czytam ani nie oglądam . |
|
18 listopada 2006 to jest fanatyzm drogie dziecko...
|
|
18 listopada 2006 Wg mnie każdy katolik powinien przeczytać tę książke:P Moim zdaniem to moglo by byc sprawdzenie wiary...ale no i tak...!! jak ktos wierzy to nic mu ta ksiazka nei zmieni!! Jak dla meni to po prostu ksiazka....nikt nie powiedziel, ze to dokument, albo ze tak bylo!! To fikcyjna powiesc i nie wiem o co tyle szumu!!
|