Nie chce walczyc,
ale jak mam bronic?
Nie zamierzam rywalizowac,
a biegne w wyscigu.
Nie chce byc od nikogo zalezna,
ale potrzebuje pomocnej dloni.
Nie chce byc obojetna na ludzka krzywde,
a przechodze bokiem udawajac, ze nie widze.
Nie chce klamac,
ale nie mowie calej prawdy.
Popieram hasla rownosci, wolnosci i tolerancji,
ale nie dla wszystkich.
Nie zgadzam sie na zlo,
ale ono we mnie jest.
Widze w czym tkwi moj blad
i dalej go popelniam.
Dzisiaj mowie kocham,
jutro nienawidze.
Czy jestem sprzecznoscia,
na ktora nie mam wplywu,
Czy hipokrytka z wyboru,
bo tak wygodnie?