Przede wszystkim - nie znosi komercji. Z trudem przychodzi jej tolerowanie popowej sieczki puszczanej w radiu, hip-hopowego shitu w telewizji i pseudo punków z tokijskiego motelu, nie wspominając już o plastikowej techniawie (generalnie preferuje nieco bardziej złożoną muzykę niż umc-umc w różnych tonacjach).
Odnajduje się w rocku i wszelkich jego odmianach, nie ma nic przeciwko metalowi od czasu do czasu, punk, alternative, emo. Bywa, że ska, czasami nawet country. Absolutnie zakochana w wokalu Jacka Kaczmarskiego. Trudno ją zadowolić. To zbyt naiwne, tamto głupie, jeszcze co innego zbyt sentymentalne i przesycone zbędnym melodramatyzmem albo zbyt proste w odbiorze.
Uwielbia filmy, przy których można myśleć; dramaty - ale te dobrze wykonane. Nie znosi wyciskaczy łez, których główny wątek da się zawrzeć w zdaniu: 'przezwyciężyli wiele życiowych trudności i żyli długo i szczęśliwie'.
Zdecydowanie woli produkcje, bohaterowie których żyli krótko i życie mieli niewesołe, opowieści o szaleństwie i zatraceniu, szczęściu nietrwałym, niespełnionych marzeniach i niewyśnionych snach; historie połamanych dusz i poklejonych w wielu miejscach serc.
Kryteria podobne jak w przypadku filmów, nie znosi łzawych romansideł i dennych opowiadanek o tym, jak to wszyscy się kochają. Troskliwe Misie ratujące świat przed złem i występkiem to zdecydowanie nie jej żywioł.
Uwielbia literaturę piękną, poezją również nie pogardzi.
Ceni sobie dowcip, nawet ten nieco absurdalny - niezastąpieni Pratchett i Gaiman.
Kocha całym swoim (kamiennym) sercem twórczość literacką z czasów dekadencji - co wiele chyba mówi o jej zainteresowaniach i poglądach. Z reguły nie ogląda, bo większość kręci się wokół miłosnych perypetii bohaterów, czego ona nie cierpi, na dodatek wiadomo, że wszystko skończy się dobrze (a raczej nie skończy się, bo seriale nie bez powodu nazywane są tasiemcami ciągnącymi się w nieskończoność).
Jedynym wyjątkiem jest LOST: Zagubieni, który to serial ogląda z pasją i namiętnością wartą lepszej sprawy, a to głównie z powodu postaci niejakiego Jamesa Forda alias Sawyera... patrz punkt: obohaterach. Zdecydowanie jedną z największych jej słabości jest niemożność oparcia się urokowi 'bohaterów negatywnych z nieodpartym, urwisowskim wdziękiem, paskudnymi przymiotami, brakiem instynktu zachowawczego, błyskiem w oku, pragnieniem swobody i problemami egzystencjalnymi (krócej: Mrocznych Sukinsynów)'. Pokaż jej grupę bohaterów fikcyjnych, a jako ulubionego zawsze wskaże tego naczelnego złego-ale-nie-do-końca, tego złośliwego, ironicznego, odrzuconego faceta z pokręconą, mroczną przeszłością, zadrą w duszy, który najbardziej na świecie pragnie, aby inni ludzie nienawidzili go tak, jak on nienawidzi siebie. Potrafiłaby napisać esej na temat 'Dlaczego kocham Mrocznych Sukinsynów', argumentację zaczynając od ich nieodpartego wdzięku, uroczego zagubienia maskowanego odpychającym wizerunkiem, poprzez złe-ale-nie-do-końca spojrzenie i egoizm, na tym cholernym, jakże pociągającym bólu egzystencjalnym spowodowanym nienawiścią do tego, kim się stali i świadomością, że trwają w tym, zamiast coś zmieniać kończąc...
Ah, bohater prawdziwy? Raczej nie posiada.