Wiatr targnął kosmykiem,
A on urażony, opadł
na lico z tańczącym ognikiem.
Zieleń drzew i szum przeraźliwy
W jej oczach jakby las obnażony.
Tak wyglądała i taka była
Ta, co umarła, a jednak przeżyła.
* * *
Czas stanął i jak złodziej
ukradł najpiękniejsze
chwile jej życia.
Prosiła o zemstę. Wysłuchał.
Kiedyś wśród łun zbóż
Rozpalała każdy skrawek ziemi
Słońce ze wstydu smutniało,
Obłoki zbijały się w krwistą chmurę.
Pamiętała, jednak serce nie sługa.
Nikt chorego rozumu nie słucha,
Nikt nie kocha serc porywów,
Kowalem losu tylko swego była.
Miłość zaznała będąc w samotności
Ze wstydu wzrok wbijała w podłoże
Szukając jakby szczęścia swego życia
Znajdując jedynie jego okruchy.
Radość, której definicji nie znała
Płynęła z jej oczu strumieniem rozpaczy
I parą z policzków cicho umykała bądź
Sucha, znikała zostawiając czerń rozmytą.
Nie zaznała nigdy troski obcych dłoni.
Pragnęła umrzeć w ciszy, co dziwne,
Tak samo w ciszy lubiła usypiać.
Sen był dla niej jedyną przyjemnością
Budząc się popadała w stan depresyjny.
Kiedyś, bo właśnie tak się przedstawiała,
Była taka i zmienić się nie chciała, a jednak.
Rozpala na nowo, lecz serca, i porzuca
Okrutna jak życie, złośliwa jak śmierć.
Wredna, obiecała, a jednak nie przyszła.
16.11.2007r, godz. 13:58, Aleksandra D.